wtorek, 29 października 2013

31. "Zapewne bardzo ciekawi Was jak potoczyły się dalsze losy naszych bohaterów, prawda? A więc..." (OSTATNI)

Flavie

Każdy powoli zaczął się zbierać, wstając od stołu, dziękując za mile spędzony wieczór i zabierając prezenty.
Jako pierwsi wstali Liam z Maddy i tak jak wcześniej wspomniałam, zaczęli się żegnać.
- Naprawdę dziękujemy - dodał jeszcze raz kierując się w stronę przedpokoju i kurczowo trzymał brunetkę w pasie, co było swoją drogą całkiem słodkie. Oni w ogóle byli słodcy sami w sobie. 
- Nie ma za co - odpowiedziała im moja siostra, o dziwo nie będąc już tak ponura, jak wcześniej. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że sama nie wiedziałam o co mogło wcześniej jej chodzić. Schodząc z góry miała jakąś taką smętną minę, a ja zaczęłam podejrzewać, że za jej humorem stał Malik. - Mam nadzieję, że w przyszłym roku to powtórzymy - dodała i z całych sił przytuliła dziewczynę Payne'a.
- I przekażcie George Wesołych Świąt - dodał Liam, przechodząc przez próg. Jeszcze raz wszyscy pożegnali Maddy i Daddy'ego, a potem Niall i Victoria, również zaczęli się zbierać. Harry i Zayn natomiast, musieli jeszcze trochę poczekać na swój transport, a Louis i Eleanor, wyjadą zaraz po śniadaniu. Przytrzymałam torbę Victorii, czekając, aż założy buty, w tym samym czasie sięgnęłam też po jej płaszcz.
- Miło było cię poznać - powiedziałam podając jej część garderoby, a ona uśmiechnęła się ciepło i odebrała ode mnie swoją rzecz. Zawiesiła na ramię torebkę i biorąc do rąk prezenty, które dostała razem z Niallem, drugą, wolną złapała za dłoń blondyna.
- Mi ciebie również.
- Do zobaczenia jak najszybciej - posłałam im promienny uśmiech i wysłałam po całusie w powietrzu, opierając się o futrynę. Nigdy nie lubiłam pożegnań. Z rodzicami nie zdążyłam się pożegnać, może dlatego?
- Odprowadzę was, bo chyba nie dacie sobie rady - odezwał się Harry, widząc, jak próbują utrzymać wszystkie pudełka.
- Dziękuję - brunetka wykrzywiła usta w podkówkę i podała pakunki Stylesowi.
Zaraz po wyjściu Horana i jego dziewczyny, przenieśliśmy się do salonu i siadając na swoich miejscach nadal czekaliśmy, aż po chłopaków przyjadą ochroniarze.
- Chodźcie zaprowadzę was do pokoju, w którym będziecie spać - moja siostra wyciągnęła dłoń w kierunku Lou, a jego dziewczyna podążyła od razu za nim i we trójkę zaczęli powoli wchodzić na górę.
Zmęczona padłam na kanapę, a zaraz za mną również wykończony Eddie i włączyłam pierwszy lepszy kanał w telewizji.
- Wiesz, ja chyba będę się już zbierać - usłyszałam głos chłopaka, który momentalnie podniósł się z miejsca, jak później zobaczyłam była to raczej sprawka Harry'ego, który nie miał zbyt miłego wyrazu twarzy.
- No dobrze - uśmiechnęłam się do bruneta i podążyłam za nim na przedpokój, po drodze karcąc Stylesa wzrokiem. Ucałowałam oba jego policzki i potargałam jego fryzurę, jak to miałam w zwyczaju.
- Do zobaczenia jutro - szepnęłam zamykając za nim drzwi i wysłałam mu jeszcze jednego buziaka w powietrzu. Gdy się odwróciłam, czekał na mnie rozwścieczony Harry. Jezu, jaki on jest zazdrosny!
- No co? - wzruszyłam ramionami i wyminęłam go, bo naprawdę nie rozumiałam tej jego słabości. My nawet nie jesteśmy razem.
- No nic. W ogóle - powiedział sarkastycznie idąc za mną. - Kompletnie nic - mówił dalej, jednak ja się tym nie przejmowałam i z powrotem usiadłam na sofie, przy okazji jedząc sałatkę, której wcześniej nie dojadłam.
- Przestań do siebie mówić, Harry - z widelcem w dłoni przytknęłam mu go do ust i wcisnęłam kawałek sałaty, ponieważ chciałam oglądać film.
- No bo ja się staram, a taki Eddie po prostu jest i już mnie nie widzisz - zaczął znowu swoje wywody, a ja przewróciłam oczami. - O tym właśnie mówię. Ciebie nic nie obchodzi, chill out, chill out. Okej, dobrze - skinął głową i wziął ręką garść sałatki, po czym wepchnął wszystko do ust. - Chill out - mówił dalej, a kawałki sałatki wypadały mu z buzi. Wpadłam w salwę śmiechu, o mało sama nie opróżniając swoich ust, a brunet nawet nie drgnął, nadal prowadził swój monolog kompletnie mnie zlewając.
- Och, przestań już - ze śmiechem odstawiłam naczynie na szklany stolik i usiadłam chłopakowi na kolanach. - Złość piękności szkodzi - puściłam mu oczko i musnęłam wargami jego policzek.
- To może jednak przestanę.
Pacnęłam się w czoło i powróciłam do wcinania sałatki. Po kilku minutach dołączyła do nas Jane, padając na fotel.
- Zayn powiedział, że za piętnaście minut podjadą po was samochody - zwróciła się do Harry'ego i odetchnęła głęboko. - Padam ze zmęczenia!
- Okej - odpowiedział jej Harry i ukradł mi kawałek liścia z talerza, wkładając go sobie szybko do buzi.
- Co robicie? - zapytał wchodzący do salonu Malik, chwilę potem przysiadając się do mnie.
- Właściwie to nic. Chyba, że masz jakiś pomysł.
- Nie wiem, ale przypomniało mi się, jak urządziliśmy imprezę urodzinową dla Nialla i sytuacja wymsknęła się nam spod kontroli - zaczął się śmiać jak głupek. Jak dla mnie to było bardziej przerażające niż zabawne, jak wszędzie była policja.
- Wtedy to wcale nie było zabawne - odezwała się Jane, jakby czytając mi w myślach, a Mulat momentalnie się uspokoił i wstał kierując w stronę dużego stołu.
- Pójdę zapalić i poczekam na wozy, na zewnątrz - mruknął przelotnie i zniknął za ścianą. Spojrzałam na moją siostrą z pytającą miną, ale ta tylko pokręciła głową, na znak, że to nie jest dobry temat do rozmowy.

George

Z przygryzioną wargą, co chwila popijając niebieskiego drinka, spoglądałam na chłopaka siedzącego parę metrów dalej. W końcu, decydując się do niego podejść, złapałam za szklankę i zeskoczyłam z obrotowego krzesełka. 
W pewnym momencie mnie zauważył i wskazał na miejsce obok siebie, a ja, patrząc na niego seksownie, podeszłam bliżej.
- Cześć - usłyszałam jego niski, męski głos, a jego palce zaczęły pocierać brodę. - Co taka kobieta robi w pubie o tej porze, dzień przed świętami? - zmierzył mnie ponętnie wzrokiem, a ja zmrużyłam oczy.
- Co taki mężczyzna jak ty robi w tym nudnym pubie o drugiej w nocy?
- Los wyszeptał mi, że znajdę tutaj kogoś ciekawego - uśmiechnął się do mnie zalotnie i opróżnił napój ze szklaneczki, którą trzymał w dłoni.
- Yhhm, rozumiem - dosiadając się i opierając łokciami o blat odwróciłam głowę w kierunku chłopaka. - George - wyciągnęłam dłoń do przodu.
- Nick - ucałował wierzch mojej dłoni i się uśmiechnął. - Ma belle - powiedział po francusku, zapewne rozpoznając moją narodowość po akcencie. - Odpowie mi więc pani, czemu nie rezyduje teraz w domu, z racji późnej godziny? - próbował wyjść jak najbardziej oficjalnie i pociągająco, ale szybko z tego zrezygnował, przeklinając pod nosem. - Właściwie to po prostu chcę ci powiedzieć, że dobrze wybrałaś, przychodząc do tego pubu.
Zaśmiałam się pod nosem, a chłopak w tym samym czasie podniósł rękę prosząc tym samym, aby barman do nas podszedł. Spojrzał na mojego drinka, a potem na mężczyznę stojącego na przeciwko.
- Dla tej pani Blue Kamikaze, a dla mnie gin z tonikiem - uśmiechnął się, a zaraz potem na powrót odwrócił się do mnie.
- Właściwie, wystarczyłaby mi czysta wódka - wzruszyłam ramionami i przejechałam językiem po górnej wardze. - Ale dziękuję.

Godzinę potem...

Flavie

Wykąpana i zmęczona postanowiłam, że zajrzę jeszcze co słychać na świecie włączając laptopa. Przez powolne, jak dla mnie w tamtej chwili ładowanie całego systemu urządzenia zaczęłam lekko przysypiać.
W końcu, kładąc sobie go na udach, weszłam na Twittera, po chwili sprawdzając najnowsze wiadomości. Zaśmiałam się widząc jaki trend utrzymuje się na pierwszym miejscu i szybko przeszłam do wypatrzenia kilku tweetów z hashtagiem #Flarry. Zdarzały się hejty na moją osobę, ale większość wiadomości, była raczej pozytywna, co bardzo mnie ucieszyło. To nie jest miłe, gdy ktoś życzy ci śmierci, tylko dlatego, że umawiasz się z jego idolem. Wydaje mi się, że powinni mnie wspierać i życzyć szczęścia, skoro daję je Stylesowi. No dobra, może i nie jesteśmy razem, ale tak się zachowujemy, więc nic dziwnego, że wszyscy biorą nas za parę.
Dodałam kilka tweetów do ulubionych, rozdałam parę follow i podziękowałam za niektóre naprawdę miłe wiadomości. Potem wyłączyłam go i zaczęłam szwendać się po przypadkowych stronach internetowych z powodu nudy.
Zapewne dalej przeglądałabym Internet poszukując coś ciekawego, gdyby nie dziwne odgłosy zza mojego okna. Z początku myślałam, że to zwykli przechodnie, do tego pijani, ale gdy tak wsłuchiwałam się dłużej, w krzyki z zewnątrz, uznałam, że ktoś woła moje imię. Albo chociaż coś podobnego do mojego imienia. Zamknęłam laptopa, odłożyłam go na biurko i podeszłam do okien, by odsunąć ciemne zasłony na boki i rozchylić szyby.
- Flavie! - usłyszałam jak ktoś naprawdę głośno wykrzykuje moje imię, a w duchu myślałam, że właśnie obudził połowę osiedla. - Wyjrzyj w końcu przez to okno! - ponowił swoje wołanie, a ja nagle rozpoznałam ten głos. Przecież to Harry! - uderzyłam się z otwartej pięści w czoło, jednak za chwilę zapytałam się sama siebie - co on tu robi?! Przecież jechał do domu, do Holmes Champel. 
Wyjrzałam przez okno, a moim oczom ukazała się postać loczka, stojącego po kolana w śniegu. Wydawało mi się to takie nierealne, nie potrafiłam się nawet odezwać.
- Cześć - odezwał się obdarzając mnie swoim najcudowniejszym uśmiechem, jaki mógł mi zaoferować. - Jesteś mocno zajęta? - dodał pytając i nadal szeroko się uśmiechał.
- Co ty tutaj robisz wariacie? - zaczęłam się śmiać i dopiero po chwili zobaczyłam, że Harry wydeptał w śniegu wielkie serce.
- Byłem w drodze do Holmes Chapel i przypomniałem sobie, że czegoś zapomniałem - wysłał mi krótkie spojrzenie, a jego wzrok ponownie powędrował na biały puch. - Zapomniałem komuś powiedzieć, że go kocham. Więc jestem - po tych słowach uniósł głowę ozdobioną pojedynczymi płatkami śniegu, a ja zapomniałam jak się oddycha. Odeszłam od okna nic nie mówiąc i rzuciłam się w kierunku schodów. Praktycznie w biegu założyłam jakieś cieplejsze buty i wyleciałam z domu wprost w objęcia Harry'ego. Nie obchodziło mnie nawet to, że mam na sobie przymałą piżamę w misie. Liczyło się to, z jakim pożądaniem mogłam wreszcie wpić się w usta chłopaka, a przy tym nie towarzyszyło mi już poczucie winy, czy wstydu. Już nie broniłam się przed wszelkim uczuciem, jakim go darzyłam.
- Jedź ze mną - oderwał się ode mnie, a ja kiwnęłam energicznie głową.
- Daj mi dziesięć minut - zaczęłam znowu biec, jednak chwytając za klamkę się zatrzymałam. - A, zapomniałabym. Harry... Ja też cię kocham! - krzyknęłam pełna euforii i zniknęłam za drzwiami. Mimo, że chłopak zniknął mi z pola widzenia, mogłam przysiąc, że się uśmiecha.


Następnego dnia...


Jane

Przejechałam dłońmi po twarzy i jeszcze lekko zaspanymi oczami spojrzałam na sufit przypominając sobie wczorajszą rozmowę z Zaynem. Do tej pory do końca nie wierzę, że to się stało. Już nie jesteśmy razem. To takie przytłaczające, bo chociaż panuje we mnie okropna pustka po naszym rozstaniu, postaram się tego nie okazywać, tym bardziej jemu. Przecież to ja pierwsza zaczęłam tą rozmowę.
Leniwie wstając z łóżka naciągnęłam na siebie za dużą, czarną bluzę, po czym oglądając się w lustrze spostrzegłam, że należy ona do Malika, a ja zapomniałam mu jej najwidoczniej oddać. Złapałam ją w dłonie i zaciągnęłam się, jeszcze pozostałym na niej zapachem perfum, jakich używał mój były chłopak. Boże... jak to przytłaczająco brzmi. Były...
Nie zważając na to, jak okropnie wyglądałam tego poranka, naciągając rękawy ciepłego ubrania, zeszłam na dół i zaczęłam przygotowywać sobie kawę. Byłam samiutka w dużym domu. Flavie w środku nocy wparowała do mojego pokoju i oznajmiła, że wyjeżdża na Święta do Holmes Champel, natomiast George jeszcze nie wróciła z... gdziekolwiek się podziewa. Lou z Eleanor również wyjechali z samego rana, a wiedziałam o tym, ponieważ brunet wpadł do mnie i oznajmił, że wyjeżdżają oraz, że nie mam wychodzić z łóżka, bo na dworze jest za zimno, a oni i tak się spieszą, więc ja korzystając z tego spałam dosyć długo.
Błądząc łyżką po piance zaczynałam odczuwać jeszcze większą pustkę. A dzisiaj były Święta. 
Trzymając gorący kubek w obu dłoniach skierowałam się do salonu i usiadłam na sofie wyciągając nogi na całą jej długość, po czym przykryłam się ciepłym kocem. Sięgając pilota włączyłam pierwszy lepszy kanał telewizyjny i zaczęłam oglądać świąteczne filmy, co chwila popijając gorący napój. Około godziny jedenastej, do domu zawitała George. Nie była zmęczona, a mimo podkrążonych oczu, na jej twarzy gościły dwa rumieńce. Przywitała się ze mną krótko i poszła się odświeżyć, by następnie ze spakowanymi wcześniej walizkami zawitać w salonie.

***

- Mam nadzieję, że zdążę na lotnisko - zaczęła niepewnie. Rozumiałam, że dalej ją niepokoiłam, ale naprawdę czułam się lepiej. - No chodź tu, przytul się - wyciągnęła w moim kierunku ręce, a ja ostrożnie wstając, podeszłam do niej i mocno wtuliłam się w nią.
- Będę tęsknić - zaczęłam wdychać zapach jej mocnych perfum. - Przyjeżdżaj jak najszybciej!
- Spokojnie, dałam za ten dom za dużo, by opuszczać go na stałe - zaśmiała się klepiąc mnie po łopatkach. - Wrócę po Nowym Roku - mruknęła i miała coś dopowiedzieć, ale w ostatniej chwili urwała. - Jedź ze mną.
- Nie George, chcę pobyć sama - szepnęłam nadal opierając swój podbródek o jej ramię i cicho westchnęłam.
- Dlaczego jesteś taka ponura? Uśmiechnij się - odchylając mnie od siebie złapała moje policzki w palce i lekko je pociągając spróbowała wymusić u mnie uśmiech, ale na marne. Nie miałam ochoty się uśmiechać, ani na chwilę. Uniosłam lekko kąciki, co bardziej wyglądało na grymas, niżeli uśmiech. Naprawdę nie chciałam udawać radości, do której było mi daleko.
- Jestem okropna, George - burknęłam pod nosem i odwracając się zrobiłam dwa kroki i z powrotem usiadłam na kanapie.
- Może tylko trochę.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy - puściła mi oczko i zacisnęła mocniej pasek od czarnego, skórzanego płaszcza. On, czarne rękawiczki, zdobione kokardą z ćwiekami, ciemne rajstopy i glany tworzyły razem obraz mafiozy. Na szczęście ja widziałam w jej wnętrzu ciepłą duszyczkę.
- Wiem, że dobrze zrobiłam, rozstając się z Zaynem. 
- Szczerze to mogłabym ci tu zacząć prawić kazania na ten temat i namawiać cię, żebyś wróciła do Malika, ale strasznie się śpieszę, więc myślę że mi to wybaczysz - uśmiechnęła się promiennie i dając mi buziaka w policzek skierowała się do wyjścia, biorąc po drodze walizki i ostatni raz mi pomachała. Potem usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami i ponownie zostałam sama. Podciągnęłam kolana pod brodę i przymknęłam oczy. Zaczęłam rozkoszować się ciszą, zakłócaną biciem własnego serca i szmerem przejeżdżających samochodów. Mój umysł zaczął opatulać się coraz to ciemniejszymi powłokami, oddzielając się od świata. Mogłam tak po prostu siedzieć i nie martwić się o nic. Albo mogłam też wziąć się w garść i zacząć żyć na nowo. Intensywnie. Wróciłam wspomnieniami do czasów sprzed kilku lat, zobaczyłam roześmianą twarz kilkunastoletniej dziewczyny, która naprawdę cieszyła się życiem. Korzystała z niego na wszelakie sposoby, nie ważne były konsekwencje, tylko to, aby dobrze się bawić. Pamiętam, kiedy przeprowadziliśmy się do Bradford. Wszystko było wtedy takie cudowne i kolorowe, co niestety z czasem zaczęło tracić swoją barwę. A stało się tak, dzięki piątce sławnych ludzi, którzy wywrócili to do góry nogami, a ja dzisiaj szczerze żałuje wielu tamtych zdarzeń. Chociażby nasz stary dom. Gdyby nie impreza urodzinowa Nialla, ogółem nadal byśmy w nim mieszkały. Ogrom rzeczy nie powinno się wtedy w ogóle wydarzyć. Chociaż z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że kocham piątkę chłopców, obdarzonych anielskimi głosami i wiem, że to właśnie oni zmienili moje życie na takie, jakie być nie miało. I nie mogę mieć im za złe niczego, to jednak czuję pragnienie innego, lepszego życia, bez sławnego boysbandu. A co, jeśli wtedy, kiedy przeprowadzałyśmy się do Bradford, Zayn nie podszedł by do nas i nie zaoferował pomocy? Może nie mielibyśmy innej okazji się spotkać, a moja siostra nigdy nie zaprzyjaźniłaby się z Waliyah. Być może wszystko potoczyłoby się wtedy inaczej. Aczkolwiek, dzięki temu wszystkiemu chociaż ktoś wyszedł na tym dobrze, a tą osobą jest moja siostra, która znalazła miłość swojego życia i spędza z nią te Święta. Wszyscy siedzą ze swoimi rodzinami w miłej, świątecznej atmosferze, tylko ja, jak taka ofiara losu użalam się nad swoim nędznym życiem i oglądam bezmyślny kulinarny program, który akurat leci.
Dzwonek mojego telefonu rozbrzmiał się po salonie i zaczął lekko podskakiwać na stoliku do kawy, a ja niechętnie po niego sięgnęłam, spojrzałam na wyświetlacz.
- Cześć - usłyszałam po drugiej stronie spokojny ton głosu Zayna, a ja zdziwiłam się, po co dzwoni. Przecież wszystko wyjaśniliśmy sobie wczoraj. - I jak tam leci? Co robisz? - dodał lekko poddenerwowany, ale dlaczego? Bał się mnie?
- Hej. Co robię? - powtórzyłam pytanie po nim i biorąc pilota do ręki lekko ściszyłam głos telewizora. - Zasadniczo nic. Siedzę i rozmyślam nad moim nędznym życiem, od czasu do czasu popijając kawą. A u ciebie?
- Mama wysłała mnie do sklepu, więc przy okazji uciąłem sobie spacer i pomyślałem, że do ciebie zadzwonię - w jego głosie był jakiś rodzaj niepokoju, jakby sam do końca nie wiedział, czy dobrze zrobił, że dzwonił.  - I chciałem ci życzyć Wesołych Świąt.
Na mojej twarzy zagościł maleńki uśmiech, który po chwili zgasł.
- Dziękuję - nie wiedziałam co dalej powiedzieć. Było mi niezręcznie. - I nawzajem - dopowiedziałam po chwili zamysłu i wzięłam kubek do ręki popijając co chwilę z niego, już i tak zimną ciemną ciecz. - Twoja rodzina nie zdziwiła się, że nie przyjechałam? - wypaliłam bezmyślnie i ugryzłam się za to w język. Zapewne poczuł się teraz przeze mnie głupio. Po drugiej stronie zapadła krępująca cisza, a ja zaczęłam winić się za to pytanie. - Zayn? Jesteś tam?
- Tak, tak. Tylko się zamyśliłem - plątał się w słowach. - Byli trochę zdziwieni, jednak mama bardziej zawiedziona, że cię nie ma. I oczywiście moje ciekawskie siostry wpadły wieczorem do mojego pokoju zaczynając wypytywać o ciebie - powiedział lekko poirytowany.
- Bardzo cię przepraszam - wypowiedziałam te słowa, chociaż nie wiedziałam za co. Miałam taką potrzebę.
- Wiesz co, muszę już kończyć - w jego głosie można było dostrzec podirytowanie. - Jeszcze raz Wesołych Świąt - dopowiedział, a chwilę później usłyszałam dźwięk zrywanego połączenia, po którym nastąpiła głucha cisza.

~~~~~*~~~~~




Zapewne bardzo ciekawi Was jak potoczyły się dalsze losy naszych bohaterów, prawda? 
A więc...

   Zaraz po zakończeniu rozmowy z Zaynem, Jane zadzwoniła do swojego brata, życzyć mu Wesołych Świąt. Pomimo dwóch lat milczenia, mężczyzna przyjął ciepło życzenia i postanowił przylecieć do jednej z sióstr jeszcze przed końcem roku.
   George spędziła Święta w rodzimej Francji, gdzie kilka dni potem przyleciał do niej niedawno poznany Nick, z którym parę tygodni później postanowiła stworzyć parę, bo uwierzcie lub nie, ale ten chłopak był dla niej naprawdę wyjątkowy.
   Flavie została z Harrym, aż do końca przerwy świątecznej. Zadeklarowali również swój związek, ciesząc się poparciem ze strony fanów. I to było dla nich największym zaskoczeniem. Zazwyczaj, gdy któryś z chłopaków zechciał pokazać światu swoją wybrankę, masa, zwłaszcza dziewczyn już na początku miały jej dość i groziły śmiercią. Czyli jednak ta dwójka była sobie pisana już od początku.
   Jane dalej utrzymywała kontakty z Zaynem, który podczas Sylwestra poznał członkinię zespołu Little Mix - Perrie Edwards, z którą zaczął się spotykać. Sama jednak zadecydowała, że nie będzie interesować się żadnymi mężczyznami, ponieważ wpadła w wir pracy, który jej to po trochu uniemożliwiał. Z czego nawiasem mówiąc była szczęśliwa, bo znowu mogła poświęcić się swojej pasji i robić to co kocha, czyli tańczyć, a jej kariera z dnia na dzień się rozwijała.
   Liam cały czas chodził zadowolony i szczęśliwy, co było spowodowane tym, że niedługo miał zostać ojcem, ponieważ Maddy zaszła w ciążę. Tak, Daddy zostanie tatusiem, spodziewaliście się tego? I niby, że to ten najodpowiedzialniejszy... Oczywiście na początku był to dla każdego szok. Przecież oni są jeszcze za młodzi na dziecko, mają przyszłość przed sobą - jak to cały czas powtarzała mama Payne'a i Hempel, jednak każdy, zwłaszcza fani po jakimś czasie przyzwyczaili się do tej wiadomości i wszystko szło w jak najlepszym kierunku. Szczerze mówiąc to chłopaki czasami mieli go dość, bo ileż można wytrzymać ciągłego ględzenia o tym, jakie mały Jake będzie miał oczy, czy jakiego koloru wózek kupią razem z brunetką? Tym bardziej, że byli bardzo zajęci pracą nad nową płytą i nie mieli jakoś głowy do takich rzeczy. No oczywiście oprócz Liama.
   Niall nadal rozwijał swój związek z Victorią i od czasu Świąt Bożego Narodzenia nie spotkał się ani razu z George. Rozdział podpisany jej imieniem postanowił zamknąć raz na zawsze, podsumowując wszystko ślepym, toksycznym zauroczeniem. Cały poświęcał się tylko i wyłącznie tej przecudownej i przemiłej brunetce, która zawładnęła jego sercem.
   Louis i Eleanor w dalszym ciągu stanowili parę i nie zapowiadało się, by cokolwiek mogło to zmienić. Tommo nawet kiedyś przypadkowo napomknął, że planuje oświadczyć się brunetce, chociaż nie było to jeszcze całkiem pewne. Wspólnie zakupili sobie mieszkanie i psa, który niestety musiał wylądować u rodziców Tomlinsona, z tego powodu, że rzadko bywali w domu, ale za to wszystkie siostry Lou bardzo się ucieszyły, zwłaszcza bliźniaczki.


(kliknij, aby powiększyć)


The End


Shecky, Taiga.

Na samym wstępie chciałybyśmy Wam, czytelnikom PODZIĘKOWAĆ, ogółem mówiąc za wszystko. Za komplikowanie wielu sytuacji, które Wy musieliście jakoś zrozumieć. : D Za nasze spóźnienia z dodawaniem rozdziałów.
No właśnie, chyba za to ostatnie powinnyśmy jakoś przeprosić, bo na sam ostatni rozdział, trzeba czekać nie wiadomo ile, no cóż - miałyśmy swoje powody, prawa Shecky? Ja zadowolona jestem, a nawet bardzo!
No niestety, mogłabym tutaj zacząć narzekać na szkołę, bo nawiasem mówiąc to w większości przez nią nie mogłyśmy pisać, za co jeszcze raz przepraszamy. Dobra, ale do rzeczy. :D Jeszcze raz DZIĘKUJEMY, że z nami wytrwaliście. Podziwiam Was. Serio. Przede wszystkim to nasze mieszanie w całej historii, co nie Taiga? : )
Cii...! Gdyby to nie było tak porypane i momentami bez sensu, to nie kochałabym tego tak bardzo. Ale wiem, że będę tęskniła!
Dokładnie, w pełni się z tobą zgadzam, bo co byśmy zrobiły chociażby bez naszej ukochanej (chyba większości) pary, czyli George i Nialla? To by było dopiero nudne. Ale Harry i Flavie prawie im dorównywali. : D
Wszyscy byli siebie warci! Dalsze historie razem z nimi, można by sobie dopisać w głowie, co wszystkim polecam, a tymczasem, no cóż, trzeba powiedzieć to głośno: to koniec Only Love Me!
Niestety *właśnie nastąpiła ogromna rozpacz*, tak, rozpaczajmy wszyscy... Nie, no żartowałam. Trudno jest się z nim żegnać, ale cóż. Wszystko ma swój początek i koniec, a ja tymczasem mogę Was pocieszyć tym, że razem z moją cudowną Taigą planujemy kolejnego bloga. : )
A no właśnie! Niedługo będzie przerwa świąteczna, więc będziemy miały czas na ustalenie szczegółów i powrócimy z kolejną historią, mam nadzieję - bardziej przemyślaną i ciekawszą, która spodoba Wam się nawet bardziej, od tej. A tym czasem chcę napisać ostatnie słowo od nas obydwu, na tym blogu:

DZIĘKUJEMY Z CAŁEGO SERDUCHA ZA TO, ŻE BYLIŚCIE : )

środa, 11 września 2013

30. "A to było przed, czy po tym, jak Niall spędził noc u swojej byłej dziewczyny, Rose?"

* chciałybyśmy Was powiadomić o tym, że to już przedostatni rozdział tej historii


George

Siedzieliśmy przy stole już prawie w komplecie, bo brakowało tylko Nialla i tej jego nowej dziewczyny, ale nie sądzę, by można było mówić o nich jak o gościach. Ja ich nie zapraszałam, nie chcę ich widzieć w także moim domu i świat stanie się lepszy, jeśli po drodze będą mieli wypadek, nie docierając do nas.
Obrazując sobie w głowie zderzenie samochodu, w którym siedzi Irlandczyk i ta jego - zapewne brzydka dziewczyna, której nawet na oczy nie widziałam, uśmiechnęłam się podstępnie i utarłam dłonie, jak to się robi w różnych filmach.
Podobno, gdy się w coś bardzo wierzy, to to się stanie, więc może moje wołania się spełnią?
Niestety jednak równo z moją myślą, po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka, informujący o przybyciu dwójki najbardziej nie chcianych przeze mnie gości. 
- Proszę! - wydarła się Flavie, o mało nie ogłuszając nas wszystkich. Po chwili słychać było kroki i chichoty, a w wejściu do kuchnio-jadalnio-salonu stanął blondyn, zaciskając kurczowo dłoń brunetki. Ledwo dosięgała mu do ramion, miała długie, brązowe włosy, okrągłą jasną twarz i duże niebieskie oczy. Właściwie była przeciętna. Nie była brzydka, ale też daleko jej było do modelki. Miała na sobie białą, koronkową sukienkę i uśmiechała się uroczo, aż miałam ochotę zwymiotować.
- Cześć - krzyknął Niall i obejmując ją w pasie, w drugiej ręce niosąc prezenty, podszedł do nas bliżej. - Chłopcy już znają Victorię, ale wy jeszcze nie miałyście okazji. Kochanie - zwrócił się do brunetki, a ja przewróciłam oczami powstrzymując odruchy wymiotne. - To Jane, dziewczyna Zayna. Flavie, nie wiem kto, ale Harry'ego, a to... George, ale nie musisz jej znać - nawet na mnie nie spojrzał, tylko szybko pokazał palcem i zaczął się ze wszystkimi witać. To będzie długi, ciężki wieczór.
- Och, bardzo miło mi cię poznać - uśmiechnęłam się, aż zanadto sztucznie, a reszta spojrzała na mnie zdziwionym i podejrzliwym wzrokiem, na co ja jedynie wzruszyłam ramionami. Podniosłam się z miejsca i podając dziewczynie rękę przez stół, znieważyłam minę Nialla, która mówiła jedno, czyli, że mam się od nich odczepić na resztę wieczoru, ale ze mną nie ma tak łatwo. O nie!
- Mi ciebie również - uścisnęła moją dłoń, a jej usta wygięły się w słodkim uśmiechu. Brakuje tylko, by posypała się lukrem.
Usiadłam z powrotem na swoje miejsce, co uczynili również Niall i Victoria. Jane wysłała mi ostrzegawcze spojrzenie, ale kompletnie je olałam i dalej uśmiechałam się tak sztucznie, jak się dało. W dodatku zapadła niezręczna cisza, której nikt nie chciał przerywać.
- Jak poznałaś Nialla, Victorio? - odezwałam się w końcu, udając, że jestem niezmiernie ciekawa. Właściwie to w dupie mam, jak go poznała, ale lubię patrzyć, jak blondyn próbuje udusić mnie wzrokiem.
- Cóż.. właściwie nie jest to historia rodem z Disneya - zachichotała patrząc na Horana, a we mnie coś zawrzało. Mimo to jednak, siedziałam niewzruszona i czekałam, aż dokończy swoją wypowiedź. - Poznaliśmy się na Brit Awards, gratulowałam chłopcom wygrania statuetki. Sama miałam okazję pierwszy raz być na gali, bo siedzę w branży od niedawna - wzruszyła ramionami, a ja uśmiechnęłam się do niej promiennie.
- Rzeczywiście, bardzo romantycznie. A to było przed, czy po tym, jak Niall spędził noc u swojej byłej dziewczyny, Rose? - zatrzepotałam swoimi w większości doczepianymi rzęsami, a brunetka się zmieszała.
- Po pierwsze, to zostałem na noc u Rose, bo ta nie czuła się za dobrze, a po drugie poznałem Victorię dużo później.
- To prawda, Brit było gdzieś na początku listopada - do rozmowy wciął się Louis, chyba próbując załagodzić zaciętą atmosferę, ale nikt go za bardzo nie słuchał.
- Ach tak, zapomniałam, że Niall musi latać co chwila z kwiatka na kwiatek - westchnęłam kładąc palce na obojczykach i nachyliłam się ku Victorii - Nie przejmuj się, jak niedługo zostawi cię dla jakieś długonogiej blondynki. Naprawdę, nie warto - puściłam jej oczko i chciałam coś jeszcze dopowiedzieć, ale Jane musiała mi przerwać.
- Wystarczy! Przepraszam, Vickie, ona ma dziwne poczucie humoru - Blanchard posłała jej przepraszające spojrzenie, natomiast na mnie tylko pokręciła zawiedziona głową.
- Nic nie szkodzi - dziewczyna na przeciwko mnie uśmiechnęła się serdecznie w moją stronę, a ja w podświadomości biłam sobie piękne brawa, za to co powiedziałam. - A ty? Skąd znasz Nialla? - dodała pytając i przejeżdżając wzrokiem po Horanie, z powrotem natrafiła na mnie swoimi ciekawskimi, niebieskimi tęczówkami.
- No wiesz... nie znam go tak dobrze jak ty - puściłam jej oczko. - To przyjaciel Zayna, a Zayn jest z moją przyjaciółką. Czasami się więc widzimy, ale nigdy nie przyszło mi go poznać bliżej - westchnęłam pokazując jak bardzo mi przykro. Fakt, że na imprezie z okazji jego urodzin o mało nie doszło między nami do dzikiego seksu, zachowam dla siebie. Zresztą... traktuję go jak kogoś obcego, więc powiedzenie, że ledwo go znam jest na miejscu.
- Och, rozumiem - i znowu ten cholerny uśmiech na jej twarzy, jakby wewnątrz miała zamontowany jakiś mechanizm. Ugh...
- Co ty pleciesz George? - oburzyła się lekko Flavie, a ja nie wiedziałam o co może jej chodzić. Przecież powiedziałam wszystko - raczej, zgodnie z prawdą. - Bardzo dobrze znasz Nialla. Poznaliście się jeszcze przed tym jak on poszedł do X-Factora - wskazała wzrokiem na blondyna, który siedział w tym momencie tak samo wkurzony, a zarazem speszony jak ja. Musiała! No kurwa, musiała!
- Co?! - chłopcy wybałuszyli oczy, a Harry, który w tym czasie zajadał się budyniem - opluł siedzących na przeciwko Louisa i Eleanor.
- To wy nie wiecie?
Ah, pewnie dlatego, ŻE NIKT NIE WSPOMINAŁ O TYM OD JAKICHŚ DWÓCH LAT?!
- Niemożliwe - zaśmiał się Zayn, który do tej pory siedział cicho w kącie. - Myślałem, że poznaliście się we wrześniu... Przecież zachowywaliście się, jakbyście się co dopiero poznali...
- Bo taka prawda. Nie zamierzam go znać, czasami jedynie się miniemy, to wszystko - odburknęłam i znudzona już obracaniem w dłoni szklanką z sokiem, postanowiłam go wypić.
- Ale dlaczego? Czy Niall ci kiedyś coś zrobił? - po odstawieniu szklanego naczynia usłyszałam ponownie głos brunetki siedzącej naprzeciwko mnie. Boże, czy ona może w końcu zamknąć tą swoją jadaczkę? Bo, jak nie, to sama to zrobię.
- Zanim powiesz cokolwiek - Niall, który wcześniej wysyłał jedynie pełne wściekłości spojrzenia, uniósł głos, zabierając mi prawo do odezwania się. - Zastanów się i uświadom, że nikogo nie obchodzisz. Okej, w porządku. Znaliśmy się przed X-Factorem. Spędziliśmy ze sobą może tydzień, będąc w tym samym hotelu na wakacjach. A potem okazało się, że kochana George Sand, jest najbardziej bezuczuciowym, bezczelnym człowiekiem na Ziemi i nie chcę mieć z nią nic wspólnego, więc błagam, zakończmy tą żenującą rozmowę - gdy skończył, poczułam się... właściwie nie umiem tego określić. Nie wiem, czy to złość, czy może smutek, czy zwykłe rozczarowanie jego słowami. Nie chodzi o to, że zabolały mnie jego słowa, tylko, że musiał powiedzieć coś takiego przy wszystkich.
- Niall! - Jane, która swoją drogą była cicha jak myszka dzisiejszego wieczoru, nagle uniosła głos, patrząc karcąco na chłopaka, ale ja nie zważając na to, z rozmachem odsunęłam się od stołu, przy okazji oblewając sukienkę Victorii. I dobrze! Ma za swoje!
Ruszyłam w stronę korytarza, aby jak najszybciej się ubrać i wyjść z tego cholernego domu, do jakiegoś baru. Pomyśleć, zapewne i się napić.
Gdy już zakładałam buty usłyszałam jak ktoś coraz bardziej się do mnie zbliża. Sądziłam, że to Jane, ale kiedy odwróciłam się z zamiarem powiedzenia jej, żeby mnie zostawiła w spokoju, zamarłam. Przede mną stał Niall, chociaż z wściekłym wyrazem twarzy, ale stał tam.

Jane

- Vicke, trzeba to szybko sprać, bo owoce leśne nie zmywają się tak łatwo - pociągnęłam dziewczynę za rękę i wprowadziłam do łazienki znajdującej się na dole, po czym kazałam dziewczynie się rozebrać, tłumacząc, że Flavie zaraz coś przyniesie. Brunetka podała mi swoją białą sukienkę, a ja zaczęłam ją namaczać w gorącej wodzie z dodatkiem jakiegoś wybielacza. - Przepiorę ręcznie, a potem jeszcze wstawię do pralki i zejdzie.
- George chyba mnie nie polubiła, prawda? - westchnęła, siadając na wannie. - Przecież nie interesuje mnie, z kim w przeszłości był Niall. Ważne, co jest teraz. A jeśli rozbiłam coś między nimi... to ja... ja naprawdę nie wiedziałam!
- Victoria, uspokój się - spojrzałam na nią pocierając sukienkę. - George ma specyficzny charakter, a zresztą oni nigdy ze sobą nie byli. Ciągle skaczą sobie do gardeł, nawet nie wiem z jakiego powodu. Ona jest trudna, ale wcale nie jest taka chamska, jaka się wydaje.
- Mam taką nadzieję, bo ja naprawdę przepraszam, jeżeli zrobiłam coś źle - spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, jednak nie zdążyłam nic powiedzieć, bo moja siostra wparowała do pomieszczenia z jakąś niebieską sukienką w dłoniach, którą od razu podała brunetce.
- Proszę, powinna pasować - uśmiechnęła się szeroko i wychodząc jeszcze raz się odwróciła. - Nie, nie musisz jej oddawać - dodała, patrząc na zakłopotaną Victorię, która niepewnie zaczęła ubierać daną jej rzecz. - Na mnie i tak jest za duża, a tobie będzie pasować do oczu - w chwili wypowiedzenia ostatniego słowa, zatrzasnęła drzwi, zostawiając nas z powrotem same. Wyżymałam dokładnie sukienkę, po czym włożyłam ją do pralki i zaczęłam włączać potrzebne programy prania.
- Niech się pierze, a my chodźmy do salonu - powiedziałam pociągając delikatnie za rękę brunetkę, a ona z lekkim uśmiechem pokierowała się za mną. Chwilę potem zasiadłyśmy w jadalni, razem z resztą, a rozmowa wreszcie zaczęła być przyjemna. Zapewne przez to, że nie było ani George, ani Nialla.

George

- No, czego chcesz? - zmierzyłam chłopaka naburmuszona i już miałam chwycić za klamkę, gdy Niall szarpnął mnie za rękę.
- Co ty kurwa wyprawiasz? - jego spojrzenie było pełne wściekłości, a palce na moim nadgarstku coraz bardziej się zaciskały, aż sprawiało mi to ból. - Czemu musisz utrudniać mi życie?! Nie możesz zaakceptować tego, że jestem szczęśliwy?! - doniosłym głosem wbijał we mnie każde słowo.
- Ja?! Mam cię głęboko w dupie i jakoś nie obchodzi mnie co czujesz i czy jesteś szczęśliwy, czy nie! - warknęłam wściekła do granic możliwości i spróbowałam wyrwać dłoń w uścisku, jednak on był w tym momencie o wiele silniejszy. Nie interesowało mnie nawet to, że wszyscy w salonie zapewne to słyszą. Chciałam po prostu stąd wyjść! Tyle! - Ty też nie przejmowałeś się co ja czułam, kiedy powiedziałeś o parę słów za dużo! Dlaczego niby ja mam nagle przejmować się twoimi uczuciami, co?! - uderzyłam go z pięści drugą, wolną ręką w tors i spojrzałam mu w oczy. - Brzydzę się tobą. Nie wiem co ona w tobie widzi, bo ja widzę tylko ślepego idiotę. Zostaw mnie!
Niall wpatrywał się we mnie bez słowa, a jego uścisk stawał się coraz luźniejszy. Po chwili puścił mój nadgarstek, a wzrokiem powędrował w bok, jakby nie chciał spojrzeć mi w oczy.
- Zrobiło ci się teraz smutno? - prychnęłam lekceważąco i wbiłam w niego wzrok. - Oszczędź - dodałam i odwróciwszy się na pięcie szarpnęłam za klamkę, ostatni raz patrząc na blondyna.
Wyszłam cała nabuzowana, chcąc znaleźć się jak najdalej od niego. Nie miałam na sobie kurtki, ale mi to nie przeszkadzało. Chciałam dojść jak najszybciej do jakiegoś pubu, zapić w trupa i obudzić się w nieznanym mi domu, obok mężnego, brodatego fana metalu.

Niall

Zdenerwowany do granic możliwości, jak i lekko zdziwiony słowami George, powolnym krokiem zmierzałem do salonu, aby chociaż trochę się uspokoić. Nie miałem pojęcia dlaczego powiedziała, że się mną brzydzi. Przecież to nie ja próbuję zniszczyć jej życie, tylko ona mi.
- A gdzie George? - zadano mi pytanie, od razu na wejściu, a ja zanim zdecydowałem się odpowiedzieć, zająłem wcześniej zajmowane przeze mnie miejsce i splotłem dłoń moją oraz Victorii.
- Poszła się przewietrzyć, dobrze jej to zrobi - warknąłem i wyciągnąłem rękę po sałatkę.
- Co się stało? - jak zwykle ciekawska Flavie spojrzała na mnie i pijąc sok oczekiwała odpowiedzi.
- Raczej dało się słyszeć, nie uważasz? - udawałem miłego, ale w środku cały buzowałem, co rusz ściskając mocniej delikatną dłoń brunetki.
- Kochani, przestańmy się kłócić, okej? - odezwała się Eleanor i uśmiechnęła się do mnie, próbując nieco uspokoić. Skinąłem głową i wtuliłam się w Victorię, biorąc głęboki oddech. Nie mogę pozwolić, by ktoś taki jak George, psuł relacje między naszą paczką. W dodatku, ta świąteczna kolacja miała być przyjazna, wszyscy mieli się dobrze czuć, a tymczasem każdy marzy o jak najszybszym opuszczeniu tego spotkania.
Gdy odchylałem głowę od ciała dziewczyny, popatrzyła na mnie pokrzepiająco i szeroko się uśmiechnęła, co chociaż trochę podniosło mnie na duchu.
- A więc, jutro wszyscy jedziecie do swoich rodzin? - zagadnęła moja dziewczyna, chcąc jakoś przerwać tą męczącą ciszę, która panowała przy stole.
- My z Eleanor wyjeżdżamy z samego rana do Doncaster - Louis wzruszył ramionami i wetknął sobie liść sałaty do buzi. Po chwili sięgnął po wędzony kawałek łososia i oblizał usta.
- Ja wyjeżdżam jeszcze dzisiaj. Chcę dać kierowcy wolne, jak najszybciej - tym razem odezwał się Harry, patrząc przepraszająco na Flavie, po czym objął ją ramieniem.
- Jane jedzie ze mną do Bradford - uśmiechnął się lekko Zayn, a siostra Flavie spojrzała na niego ze zdziwieniem, jakby w ogóle się tego nie spodziewała. Malik odwrócił się do niej i szepnął coś na ucho, po czym ta pokiwała porozumiewawczo głową.
- My jedziemy do mnie - Victoria powiedziała z zadowoleniem patrząc na innych. - Niall musi poznać moją rodzinę, nie mogę się już doczekać.
Brunetka zachichotała puszczając mi oczko i spojrzała pytająco na Liama i Maddy, którzy woleli swoje ciche towarzystwo i tylko co jakiś czas szeptali sobie coś, bądź wysyłali wymowne spojrzenia.
- Postanowiliśmy, że spędzimy święta oddzielnie, ale potem przyjadę po Maddy, by spędzić z nią przerwę świąteczną - Payne odpowiedział spokojnie, patrząc na stół, za pewne chcąc wyszukać dla siebie, coś do jedzenia.
- A George? Zostaje z Flavie?
- George jedzie do rodziny, a ja, jeśli moja siostra jedzie do Bradford, to zatrzymam się u Eddiego, no nie? - dziewczyna stuknęła w bok swojego przyjaciela, który co jakiś czas znikał, by przynieść na stół nowe potrawy lub zabrać zimne dania, czy puste talerze. Zapomniałem nawet, że jest, pewnie dlatego, że ja i Sand zdążyliśmy odegrać sporą scenkę, zwracając na siebie największą uwagę.
- U Eddiego? - Harry nagle ocknął się, spoglądając przeszywająco na dziewczynę, która niepewnie potwierdziła jego słowa. - Jak to u Eddiego? - dodał ponownie, a ona skarciła go wzrokiem za jego zachowanie, na co inni chichotali pod nosami, zauważając jak bardzo Styles jest o nią zazdrosny.
- A co? Mam siedzieć w domu, obżerając się czipsami i oglądać w kółko świąteczne programy w telewizji? - zapytała bruneta, a on po chwili zastanowienia pokręcił przecząco głową. - No właśnie.
- Moja mama cię uwielbia, więc to będzie przyjemność, jak spędzisz z nami Boże Narodzenie - odezwał się wspominany chłopak i wstał od stołu, by zebrać tackę bo cieście. Trochę jak kelnerka, albo gosposia, ale to miłe.
- No widzisz, Harry? - Flavie posłała Stylesowi zwycięski uśmiech i chwyciła za - do połowy pełną szklankę. - Ale serio. Jego mama ma naprawdę bzika na moim punkcie, więc jednak jeszcze się zastanowię - zaśmiała się, a Eddie podchodzący z powrotem do stołu, potwierdził jej wypowiedź i również wybuchnął śmiechem. W końcu atmosfera nie była taka napięta.

Zayn

Była godzina dwudziesta druga, a my wszyscy śmialiśmy się z kolejnego żartu opowiadanego przez Louisa. Cała poprzednia aura uleciała całkowicie i każdy był na maksa rozluźniony. George wysłała Jane esemesa, że nie wraca na noc, a rano przyjdzie tylko po bagaż i leci do Francji. Moja dziewczyna postanowiła, że nie będzie wnikała, bo w końcu to jej życie, a ona nie będzie w nie ingerować. Z drugiej jednak strony, to niegrzeczne, że wyszła bez pożegnania i nie ma zamiaru wrócić, dopóki Niall tu jest. 
- Zayn - szepnęła brunetka, swoim oddechem łaskocząc moje ucho. - Możemy porozmawiać? 
Skinąłem głowę w jej stronę, wysyłając pytające spojrzenie. 
- Na osobności. Czekam w moim pokoju - mruknęła, po czym wstała od stołu i przepraszając wyszła z jadalni.
Parę minut później i ja postanowiłem pójść na górę. Zwolniłem kroku zastanawiając się o co mogło chodzić dziewczynie i dlaczego tak nagle chce ze mną rozmawiać, ponieważ ostatnio raczej unikała kontaktu ze mną.
Pukając w drzwi od razu usłyszałem krótkie "proszę", a po wejściu zobaczyłem Jane stojącą przy oknie, po chwili odwracającą się w moim kierunku.
- Długo zwlekałam z jakąkolwiek poważną rozmową. Musiałam wszystko przemyśleć, dojść do siebie i dać nam czas na uspokojenie się - zaczęła opierając się rękoma o parapet. - Chyba wiesz o co mi chodzi. Wydarzenia ostatnich miesięcy na pewno nie wpłynęły dobrze na nasz związek. Obydwoje musieliśmy znaleźć czas na przyswojenie, że już nigdy nie będzie tak, jak prawie półtora roku temu, gdy się poznaliśmy - posłała w moją stronę słaby uśmiech. Przymknąłem drzwi i oparłem się o nie, zachowując między nami dystans kilku metrów. - Zayn, nadal nie uważam, że to odpowiednia chwila, ale chcę, byśmy mieli tą rozmowę już za sobą. To dla mnie bardzo ważne, bo jak wiesz, nadal nie jest mi łatwo poruszać jakikolwiek temat - jej głowa zwróciła się w kierunku podłogi.
- Co masz konkretnie na myśli? Bo za bardzo nie rozumiem - zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na jej oświetloną, przez lampkę nocną twarz. Zrobiłem parę kroków w przód i podchodząc do dziewczyny położyłem jej rękę na ramieniu, ale ta ani drgnęła. - Do czego zmierzasz? - zaniepokoiłem się, nadal oczekując od niej odpowiedzi, a ona spojrzała na mnie zaszklonymi oczami.
- Myślę, że ta cała magia wokół nas... wygasła - zacisnęła usta w wąską linijkę, a jej oczy patrzyły na mnie niepewnie, jakby bały się mojej reakcji. A ja? Sam nie wiedziałem jak zareagować. Moje myśli utknęły w próżni, nie byłem w stanie nic powiedzieć, po prostu wpatrywałem się w dziewczynę sam nie zdając sobie sprawy, że ją straciłem. Nie teraz, a dawno temu. Tylko nigdy nie wypowiedziałem tego na głos. - To wszystko po prostu nie ma już sensu. Musimy przestać ciągnąć coś co nie istnieje - dodała, biorąc głęboki oddech i wyminęła mnie podchodząc do komody, na której stały przeróżne zdjęcia. Ale tylko jedno z nich przechyliła do przodu, a następnie położyła na nawierzchni mebla. Fotografię, na której byliśmy razem. Trzymaliśmy się kurczowo za dłonie i z całych sił przytulaliśmy. Nie mogłem w to uwierzyć.
- Czyli to... - zaciąłem się, a ręce mimowolnie zaczęły drżeć.
- Zayn. Jesteś dla mnie ważny - zaczęła pocierać swoje dłonie. - Jesteś moją pierwszą miłością, jesteś moim najlepszym przyjacielem. Dzięki tobie poznałam wielu wspaniałych ludzi. Chcę byś był częścią mojego życia, rozumiesz? - przeniosła swoje ręce na moją twarz, zmuszając mnie do spojrzenia w jej twarz. - Ale nasze bycie razem, a jednak osobno, nie ma sensu. Wiem, że to nie tylko moje uczucie, widzę jak się męczysz.
- Co ty wygadujesz?! - uniosłem lekko głos, łapiąc jej chłodne palce i zdjąłem je z twarzy. - Ja się nie męczę, jak możesz tak w ogóle myśleć? - mówiłem dalej, chociaż każde z nas wiedziało jaka jest prawda. Nie chciałem po prostu jej stracić. Nie teraz.
- Zayn, spokojnie - szepnęła, a jej oczy zabiły takim samym blaskiem, jak kilka miesięcy temu - Chcę, byś pojechał do Bradford sam, byś spotkał się z kochającą rodziną. Chcę byś przeżył najlepszy Sylwester swojego życia, w towarzystwie przyjaciół z dawnych lat. Chcę byś na nowo cieszył się z każdego koncertu. Ale będąc ze mną, nie zrobisz tego.
Mlasnęła cicho, a blask sprzed kilku chwil na nowo znikł, przykryty warstwą grubych rzęs. Czułem jak w moich oczach zbierają się łzy, chociaż doskonale wiedziałem, że ma ona rację. Nie potrafiłem przyznać, że to rzeczywiście koniec. Że to skończyło się już dawno temu.
Widząc, że dziewczyna chce wychodzić z pokoju, ruszyłem za nią i mocno objąłem, głaszcząc po głowie. Moje powieki w końcu nie wytrzymały natężenia siły łez i pozwoliły im bezwładnie wypłynąć.
- Pojedź ze mną - szepnąłem i odchyliłem delikatnie jej głowę, aby na mnie spojrzała. Lekko się uśmiechnęła i z powrotem we mnie wtuliła.
- Chcę pobyć sama, ale mogę cię odwiedzić któregoś dnia w przerwie świątecznej. Jeśli zechcesz - odezwała się po dłuższej chwili, jak gdyby poprzednia, cięższa rozmowa, wcale się nie odbyła.
- Naprawdę, chciałbym, byś była ze mną w święta.
- To nie ostatnie święta, Zayn - westchnęła, a ja przestałem nalegać. Po prostu napawałem się jej ciepłem i zapachem, trzymając w swoich objęciach kogoś naprawdę mi ważnego. Moją pierwszą poważną miłość. I chociaż zdawałem sobie sprawę, że to już koniec, doskonale wiedziałem, że ona już na zawsze pozostanie moją Jane. 

środa, 21 sierpnia 2013

29. "Jane, nie wiem co się z tobą dzieje, ale proszę cię. Nie odrzucaj mnie nigdy więcej."


Jane

Już jutro Boże Narodzenie, dla większości ludzi na tej Ziemi czas przebaczenia, radości i oczywiście spotkań rodzinnych. U nas nie było inaczej, chociaż ten, jakże wspaniały dzień przełożyliśmy na dwudziestego czwartego grudnia, a następnego dnia zdecydowaliśmy się pojechać do naszych rodzin, jednak ja z Flavie miałam do wyboru jedynie ciotkę we Francji, z którą praktycznie nie utrzymywałyśmy kontaktu. I jeszcze Nathaniel, ale o nim nie chcę mówić. Na dodatek Zayn zaproponował mi, abym pojechała z nim do Bradford, chociaż nie za bardzo mam ochotę tam jechać. Ostatnio znowu nasze relacje się pogorszyły.
- Jane podasz mi tą wstążkę? - moja siostra zwróciła się w moim kierunku, wskazując na dużą siatkę, w której były przeróżne świąteczne ozdoby. Flavie i George od samego rana były pochłonięte pracą nad wystrojem domu, a co najbardziej mnie zdziwiło to to, że moja przyjaciółka robiła to z takimi chęciami i uśmiechem na ustach. Podeszłam do torby z dekoracjami i wyjęłam z niej pożądaną przez moją siostrę rzecz.
- Trzymaj. To miłe, że organizujemy dzisiaj przedwczesne święta - westchnęłam i usiadłam na dywanie. Nie miałam jednak ochoty pomagać dziewczynom. Nie miałam siły nawet, by przygotować jakieś potrawy, ale Eddie zaproponował swoją pomoc i teraz krząta się u nas w kuchni, bawiąc się w Alaina Ducasse.
- Nie mogę uwierzyć, że muszę jutro polecieć do Francji i udawać wspaniałą córeczkę. To dobijające - czarnowłosa przewróciła oczyma i zajęła się dalszym odplątywaniem światełek. - Dobrze, że chociaż Neymar pojawi się ze swoim synkiem.
- Pewnie jest śliczny - Flav uśmiechnęła się do Sand, a ona najzwyczajniej w świecie odwzajemniła ten gest. Mogę szczerze powiedzieć, że w święta ludzie naprawdę się zmieniają. I to na lepsze.
- Harry powiedział ci, o której będą? - zapytałam młodej, a ona pokiwała przecząco głową.
- Jeszcze nie wiedzą - odpowiedziała wieszając na kominku śmieszne, małe czerwone skarpetki. Nawet nie wiem skąd je mamy. - Wypadło im jakieś spotkanie.
- W porządku. Miejmy nadzieję, że dotrą na wieczór - uśmiechnęłam się i sięgnęłam po pilot, by włączyć pierwszy lepszy kanał.

Flavie

Akurat, gdy wieszałam kolejną ozdobę na kominek zadzwonił mój telefon. Wyjmując go z szarych, o rozmiar za dużych dresów nacisnęłam na zieloną słuchawkę i czekałam, aż ktoś się odezwie, w międzyczasie wieszając rzecz, która znajdowała się w mojej lewej dłoni.
- Hej, Flavie! - usłyszałam wesoły głos Nialla. - Mam do ciebie takie małe pytanko - mówił dość tajemniczym głosem, a ja zaczęłam się bać, no bo skąd ja wiem co temu człowiekowi wpadnie do głowy, znając jego wybujałą wyobraźnię. - Czy mogę zabrać ze sobą Victorię? - dodał niewinnym głosem, a ja spojrzałam na dziewczyny, które wgapiały się we mnie jak w obrazek. - Oczywiście, jeżeli się zgodzicie, no bo przecież to wasz dom, a ja nie chcę robić dodatkowego kło... - nie dokończył, bo mu przerwałam od razu się zgadzając. 
- Pewnie, że się zgadzamy! Prawda dziewczyny? - spojrzałam na te dwie siedzące przede mną, a George zrobiła komicznie zdziwioną minę, na co ja parsknęłam śmiechem.
- Ale, że na co? - podrapała się w szyję, a następnie zmrużyła oczy wyczekując mojej odpowiedzi.
- Na to, że Niall przyjedzie ze swoją nową dziewczyną! - lekko krzyknęłam ciesząc się jak głupia. Bardzo chciałam poznać tą dziewczynę, a przede wszystkim zobaczyć minę Sand na jej przybycie, do nas, na Wigilię.
- Nie, nie prawda! Ja się nie zgadzam! - wydarła się na całe gardło, aż Jane lekko podskoczyła i spojrzała na nią oszołomiona. Czarnowłosa wyrwała mi komórkę, a ja nie zdążyłam nawet mrugnąć, kiedy ona dodała swoje trzy grosze. - Wsadź sobie ją w dupę! To jest także mój dom, a ja się nie zgadzam, żeby ta twoja, jak ją nazywasz, dziewczyna tutaj przyjechała, rozumiesz? - dodała i oddając mi urządzenie wstała wściekła obierając sobie jako kierunek kuchnię. Dosłownie parę chwil później można było usłyszeć, jak George ciska przekleństwami na prawo i lewo, a najprawdopodobniej szklanka, którą stawiała na blacie kuchennym niemal się roztrzaskała.
- Nie ma sprawy Niall, będzie wspaniale, jak Vickie przyjedzie - powiedziałam cała się uśmiechając i szybko się rozłączyłam, na wypadek, gdyby George miała chęć dopowiedzieć blondynowi coś jeszcze. - Kurde, to ile nas będzie? Ja, ty - zwróciłam się do Jane, wpatrującej się w lecący teledysk Nicky Minaj - George, Harry, Niall, Victoria, Zayn, Liam, Maddy, Louis, Eleonor, Eddie a co z Danielle? Zaprosiłaś ją? - spojrzałam na siostrę. Ona i Dan nadal były w bardzo dobrych kontaktach, dlatego zastanawiało mnie, czy i ją zaprosiła. Z drugiej jednak strony, zrobiłoby się zamieszanie, skoro Liam zabiera ze sobą Maddy.
- Zapraszałam, ale odmówiła, bo jedzie do chłopaka - lekko się do mnie uśmiechnęła i przerzuciła wzrok z powrotem na telewizor. - A po za tym Liam przyjedzie z Maddy, więc nie wiem czy to byłby dobry pomysł, aby ta dwójka się spotkała - dodała ciszej, a ja potwierdziłam jej słowa skinieniem głowy.
- Źle zrobiłaś zgadzając się, żeby Horan przyjechał z tą swoją lalunią - usłyszałam głośne kroki za mną, a zaraz potem głos George. - Ci dwoje byli tutaj kompletnie niepotrzebni - dopowiedziała wchodząc po schodach, a zaraz potem zatrzasnęła się w pokoju, zapewne po to, aby wymyślić jakiś niecny plan zrujnowania związku blondyna. No bo cóż innego ta dziewczyna mogła by robić? A po za tym to nici z dekorowania domu...
- Pomożesz mi? - spojrzałam znowu na siostrę błagalnym wzrokiem, a ona skinęła jedynie głową i wstała biorąc do rąk pierwszą lepszą ozdobę. Ostatnio w ogóle mało się odzywa. - Dzięki - uśmiechnęłam się do niej, ale ona nie zwróciła na mnie uwagi, ponieważ wyciągnęła z kieszeni swoich spodni dzwoniący smartphone i zaraz po zobaczeniu kto to, odrzuciła go na sofę, z której przy okazji się zsunął, po czym runął na ziemię.
- Kto to był? - zapytałam od razu zaciekawiona tym, dlaczego tak bardzo nie chciała z kimś rozmawiać.
- Nie ważne - odpowiedziała szybko i odwróciła ode mnie wzrok, jednak ja byłam nieugięta nadal stojąc z założonymi rękoma. - Zayn... - przeciągnęła i odeszła ode mnie, ponownie zaglądając do dużego kartonu z dekoracjami.
- Znowu będziesz go ignorować? Tak się nie robi. Albo mówisz, że go potrzebujesz, albo się nie odzywasz, nie można dwóch na raz - skarciłam ją wzrokiem i chwyciłam za duży, srebrny łańcuch.
- Przyganiał kocioł garnkowi - przewróciła oczami, a ja spojrzałam na nią pytająco. - Ty bawiłaś się Harrym jeszcze bardziej - wysłała mi całusa w powietrzu i odkręciła się do mnie plecami, jakby przez to chciała pokazać, że zakończyła rozmowę ze mną na ten temat. Kiwnęłam głową sama do siebie i zajęłam się doczepianiem łańcucha.
- Ale to nie zmienia faktu, że masz nim tak pomiatać - ponownie się odezwałam, nie dając jej za wygraną. - A po za tym, jak przyjedzie to będziesz go omijać czy może zamkniesz się w pokoju? - zapytałam doprowadzając ją powoli do szału. - Przecież to ostatnio takie w twoim stylu, no nie? Spławianie ludzi  - dodałam, a ona momentalnie się odwróciła patrząc na mnie wściekłym wzrokiem.
- Zajmij się sobą, dobra? - obrzuciła mnie wrednym spojrzeniem i skierowała się do kuchni.
- Tylko na tyle cię stać? - odkrzyknęłam, jednak ona nie zwróciła na mnie uwagi wchodząc do innego pomieszczenia.

Jane

Miałam Flavie już dość. Co chwila, na każdym kroku mi dogaduje, jaka to jestem zła dla Zayna. Zajęłaby się swoim związkiem z Harrym, bo nie wiadomo, kiedy i moja siostra mu się znudzi. Zaraz zacznie sobie szukać nowej.
- Daj mi święty spokój, Malik! - krzyknęłam uderzając mocno dzwoniącym telefonem o blat kuchenny. Oparłam się o niego, zakrywając twarz rękoma. Nie chciałam więcej wylewać niepotrzebnych łez, ale one i tak były silniejsze ode mnie. 
Otarłam mokre policzki wierzchem dłoni, w końcu naciskając zieloną słuchawkę na ekranie, ponieważ to cholerne urządzenie nie chciało przestać dzwonić, co było sprawką Mulata.
- Nie dzwoń do mnie! - uniosłam głos na samym początku, ale zaraz potem ponownie mi się załamał, a ja już chciałam się rozłączyć, kiedy usłyszałam jego zachrypnięty głos.
- Jane, co się znowu stało? - zapytał mając w głosie pewien rodzaj niepokoju, jednak nie przejęłam się tym i dalej milczałam. Niech powie swoje i się rozłączy. - Jane? Odezwij się! - prawie, że krzyknął, a ja stałam nieugięta wpatrując się w okno, za którym prószył lekko śnieg. - Dlaczego cały czas się nie odzywasz? Muszę dzwonić do Flavie, aby dowiedzieć się co u ciebie... Ja już dalej tak nie mogę... - jego głos wręcz błagał o udzielenie przeze mnie jakiejkolwiek odpowiedzi, ale ja nie miałam zamiaru tego robić. 
- Przyjadę do ciebie, rozumiesz? Teraz - usłyszałam po dość długiej ciszy, która zapadła po jego stronie, a ja momentalnie się otrząsnęłam. 
- Zayn, nie! - zdenerwowana zaczęłam krzyczeć do telefonu, ale dało się tylko usłyszeć dźwięk zakańczającej rozmowy.
- I co się znowu tak drzesz? - do kuchni wparowała zaciekawiona Flav, a ja szybko ją wyminęłam, po drodze zabierając torebkę i w trybie natychmiastowym ubrałam kurtkę, buty, po czym owinęłam szyję szalikiem. - Gdzie ty idziesz?
- Nie wiem. Jak przyjedzie Zayn powiedz mu, żeby mnie nie szukał - odpowiedziałam i zwinnym ruchem otworzyłam drzwi, ostatni raz patrząc na siostrę.
- Zayn? O co chodzi Jane?! - wrzasnęła, jednak ja zdążyłam wybiec z domu i skręciłam w lewo kierując się do parku. 

Zayn

- Na mnie nie czekajcie. Już teraz jadę do dziewczyn. Muszę coś załatwić - mówiłem w pośpiechu do telefonu, przez który rozmawiałem z Liamem, wsiadając przy tym do samochodu, a za mną mój ochroniarz, Jack. Podałem mu dokładny adres mając nadzieję, że jak najszybciej tam dotrę.

***

- Zayn, zaczekaj! - usłyszałem głos mężczyzny za mną, ale ja chciałem jak najszybciej zobaczyć się z Jane.
- Flavie, gdzie ona jest? - dosłownie wbiegłem do domu i złapałem za ramiona młodą, która patrzyła na mnie lekko przestraszonym wzrokiem.
- Nie wiem, gdzieś poszła - odpowiedziała, a ja odwróciłem się na pięcie i wpadłem na Jacka. 
- Nie śpiesz się tak chłopie, bo sobie coś zrobisz - zaśmiał się gardłowo, a ja przewróciłem oczami i wyszedłem na zewnątrz, myśląc na tym gdzie mogła pójść brunetka. 
- Idę jej szukać - zakomunikowałem napakowanemu mężczyźnie, który ledwo za mną nadążał i nie czekając na niego ruszyłem przed siebie.
Przed oczami miałem obraz z października, gdzie podczas kłótni Jane wybiegła, a ja nawet nie pomyślałem o tym, by ją odnaleźć. Po prostu poszedłem do baru, gdzie spotkałem Melanie. Melanie... dawno jej nie widziałem, w sumie nawet nie wiem gdzie mieszka, nie mam jej numeru telefonu, więc nawet gdybym chciał się z nią spotkać - nic z tego.

***

W końcu, po jakichś dobrych dwóch godzinach ciągłego chodzenia i dosłownego zamarzania, dostrzegłem na jednej z ławek w parku bardzo podobną dziewczynę do Jane. Będąc coraz bliżej niej stwierdziłem, że to moja dziewczyna, więc przyśpieszyłem kroku.
Stając za nią zasłoniłem jej oczy zimnymi dłońmi i czekałem na reakcję ze strony brunetki.
- Puść mnie! - chwyciła mocno moje ręce i odrzuciła je na bok, momentalnie się odwracając. Spostrzegłem w jej oczach strach, a jej usta zaczęły się trząść.
Przytuliłem ją z całych sił nie zważając na to, czy Jane chce w tej chwili mnie widzieć. Musiałem na nowo poczuć jej zapach, obejmując zgrabne ciało dziewczyny.
- Jane, nie wiem co się z tobą dzieje, ale proszę cię. Nie odrzucaj mnie nigdy więcej - wymamrotałem w jej długie, brązowe włosy i pocierając jej łopatki dłońmi, zacząłem składać jej delikatne pocałunki po głowie.
- Zimno mi - szepnęła, a jej ciało zaczęło mimowolnie drżeć. Nie miałem pojęcia od kiedy tutaj siedziała, a przy dzisiejszej temperaturze nie zdziwiłbym się, aby za parę dni okazało się, że jest mocno przeziębiona. - Zayn, tak strasznie mi zimno - odezwała się ponownie, a ja wtuliłem ją mocniej w siebie i pomogłem wstać z lodowatej ławki.


Późnym wieczorem...

Liam

Siedząc u dziewczyn, na kanapie, wcale nie czułem magii świąt. Dzisiejszy wieczór wyobrażałem sobie nieco... inaczej. I nie wiem naprawdę, czy to przez ostatnie wydarzenia, czy może dlatego, że wszyscy zdaliśmy sobie sprawę z tego, że już nic nie jest jak dawniej. Mimo to jednak, widziałem, że każdy się stara, by było jak najmniej niezręcznie. Jak na razie dotarłem tylko ja, Zayn i Maddy, a reszta była już w drodze.
- Kiedy mówię, by każdy był na dwudziestą, to znaczy, ze ma być na dwudziestą - westchnęła Flavie, siedząc jak na szpilkach, co zapewne było spowodowane tym, że stęskniła się za Harrym. Ta dwójka co prawda nie potwierdziła jeszcze, czy są razem, ale po ich słodkich rozmowach telefonicznych, można się domyślić co jest na rzeczy.
- Spokojnie Flav. W sumie jest jeszcze czas, byś zadzwoniła do Nialla i powiedziała, że jego nowa, ślepa dziewczyna, nie jest zaproszona. Nie obraziłabym się, jakby on też nie przybył - odezwała się George, będąc jak zwykle bardzo miła.
- Och, nie przesadzaj. Obiecałaś być dzisiaj spokojna. Są święta...
- Święta są jutro, a nie dzisiaj.
- George!
- Ja tylko mówię, że masz czas by odwołać wizytę państwa "nie jesteśmy nikomu potrzebni".
- George!
- Spokojnie, dziewczyny - wtrąciłem się w ich rozmowę i przytuliłem je obydwie do siebie, próbując w ten sposób je jakoś uciszyć. Cisza, tego mi dzisiaj trzeba, ale przy paczce naszych znajomych - to raczej niemożliwe.
Po kilkudziesięciu minutach czekania i ciągłego narzekania George, usłyszeliśmy dzwonienie do drzwi. Flavie jak na zawołanie wybudziła się ze swojego obsesyjnego transu chodzenia w tą i z powrotem, biegnąc jak szalona, aby otworzyć.
- Harry! - z przedpokoju dało się usłyszeć głośne wrzaśnięcie młodej, a za chwilę mogliśmy zobaczyć, jak Styles z zawieszoną na szyi Flav wchodzi do salonu z wieloma prezentami w dłoniach.
- Udusisz mnie - wyharczał, ale brunetka nawet nie pomyślała o tym, by go puścić. Dopiero po moim zakaszlnięciu, odsunęła się od loczka, nieco zaczerwieniona. A pomyśleć, że jeszcze we wrześniu, robiła wszystko, by tylko Harry dał jej spokój. Wstałem z kanapy, by odebrać od Stylesa torebki z prezentami i ułożyłem je między kominkiem, a choinką.
- Więc na kogo jeszcze czekamy?
- Aż Jane i Zayn, wrócą ze spaceru, Maddy juz wylądowała na lotnisku, ale nie chciała bym po nią przyjeżdżał, więc jest już pewnie w taksówce, Louis i El też powinni być w drodze, a Niall i Victoria się nieco spóźnią - odpowiedziałem na jednym tchu.
- No i Eddie też wpadnie, ale poszedł się przebrać bo był cały w mące.
Harry tylko kiwnął głową i uśmiechnął się do nas wszystkich, obejmując Flavie w pasie.

***

Shecky, Taiga.

Witam Was serdecznie! Co tam u Was słychać? Po za tym czy spodobał się Wam rozdział, jeżeli tak to komentujcie. : ) A no i chciałybyśmy razem z Taigą Was o czymś poinformować, a mianowicie, że nieubłaganie zbliżamy się do końca tej historii.
Dokładnie, możecie być zawiedzeni na wieść o tym, ale nie chcemy pisać czegoś, co przestało dawać nam przyjemność. Zakończymy jak należy, a potem możecie oczekiwać nowego bloga i nowej historii : )
To by było na tyle, a więc do następnego. Buziaki. :*
Paa xx

czwartek, 1 sierpnia 2013

28. "Chyba niedobór czekolady ci kurwa mózg wyżarł."

21 Grudnia 2012 r.

Flavie

- Co? Nic nie słyszę - próbowałam dojść do porozumienia drąc się do mojego telefonu. Rozmawiałam z Harrym, ale chłopcy musieli się oczywiście wydurniać i zagłuszać nam wszystko. Westchnęłam i przeszłam do kuchni, mijając Jane, która siedziała na fotelu z podkurczonymi nogami i patrzyła się w podłogę. Od tamtego zajścia minęło już dziesięć tygodni, a moja siostra zdążyła w tym czasie odezwać się kilka razy. W dodatku ma sesje z psychiatrą, który za wiele nie pomógł. Gdyby nie Harry, nie wiem czy dałabym sobie radę z tym wszystkim.
- Wiesz co? Może lepiej jak zadzwonię później - znowu musiałam mówić dość głośno, dzięki tej bandzie debili. Usłyszałam jego ciche westchnięcie.
- No dobra, ale zadzwoń! - chciał chyba brzmieć groźno, ale nie za bardzo mu to wychodziło, ponieważ co chwila się śmiał. - Pa, kochanie! - krzyknął, a ja usłyszałam dźwięk zakańczającej się rozmowy.
- Pa - odpowiedziałam do siebie i chowając telefon w kieszeni podeszłam do blatu kuchennego, aby zrobić herbatę. Zaklęłam w duchu gdy tylko otworzyłam szafkę, bo panował tam istny chaos. A za sprawą kogo? George, która nie zna słowa porządek. Ostatnio jest tak podminowana, że boję się do niej odezwać. Moim zdaniem to przez to, że Niall znalazł sobie dziewczynę, ale rzekomo to jej charakter.
- Jadę do centrum chcecie coś? - wydarła się czarnowłosa, robiąc to co zwykle. Od jakichś czterech tygodni, dzień w dzień wyjeżdża i wraca w nocy cała nawalona. Co najlepsze, nawet pijana, przynosi to, o co ją się poprosi. Ostatnio kiwała się od boku do boku z reklamówką owoców.
- Kup coś słodkiego - odpowiedziałam jej, a zaraz potem uśmiechnęłam się do siebie znajdując to cholerne opakowanie owocowej herbaty. W międzyczasie, kiedy wstawiałam wodę w czajniku, usłyszałam donośny huk trzaśnięcia drzwiami, co oznaczało, że Sand wyszła. Kiwałam się na stołku, dopóki woda się nie zagotowała, a potem nalałam do dwóch słodkich kubków z wizerunkiem kociaków. Jedna łyżeczka cukru, druga i jeszcze połowa. Tak samo z drugim kubkiem, jedna łyżeczka, druga i jeszcze połowa.
- Proszę - westchnęłam podstawiając herbatę pod nos Jane. Powoli naczynie zaczęło mnie parzyć, więc chciałam jak najszybciej podać jej gorący napój i usiąść z boku. Spojrzałam na nią jeszcze raz, ale ona nie wyrażała żadnego zainteresowania otaczającym ją światem. Po prostu siedziała na tym fotelu wpatrując się tępo tym razem w telewizor i to wszystko. Nie miałam pojęcia jak do niej dotrzeć, no bo jeżeli nie odbiera telefonów nawet od własnego chłopaka to coś jest nie tak.
- Jane! Halo! - zaczęłam machać jej przed oczami dłonią, ale ona ani drgnęła. - Odezwiesz się w końcu, czy będziesz tak siedzieć? - ponownie się do niej zwróciłam upijając łyk z kubka.
- O czym rozmawiałaś z Harrym? Wszystko u nich w porządku? - szepnęła cicho, dalej wieszając pusty wzrok na telewizorze.
- Tak, wszystko w porządku. Codziennie inne miasto, codziennie inny koncert, są strasznie zapracowani - odstawiłam kubek na stoliku przy kanapie. - Zayn pytał się o ciebie. Powinnaś z nim porozmawiać, dobrze ci to zrobi - uśmiechnęłam się lekko, ale Jane już mi nie odpowiedziała. Nie wiem czy nawet mnie usłyszała. Objęła mocniej kolana i zaczęła się lekko kiwać. Jakby była w jakimś amoku.
Nie widziałam sensu, by próbować z nią rozmawiać, skoro nie czuła się na siłach. Jednak za parę dni Wigilia i nie wyobrażam sobie mojej siostry ponurej tamtego dnia. Pokiwałam marnie głową i dopiłam do końca gorącą herbatę, by następnie pójść do pokoju. Za jakieś pół godziny miał przyjść do mnie Eddie, by pouczyć się do sprawdzianu, bo przez ostatnie zdarzenia strasznie zaniedbałam naukę. Znowu.

Louis

- Gdzie do cholery jest Zayn?! - Liam podniósł niespodziewanie głos, ale nikt mu się nie dziwił. Sam siedziałem jak na szpilkach, co chwila patrząc na zegarek na przeciwległej ścianie. Pięć minut do kolejnego koncertu, a jego nadal nie było. Wyszedł z garderoby godzinę temu i do tej pory nie przyszedł.
- Jak wychodził to mówił coś o Jane i o telefonie do niej, czy coś - Niall mruknął coś pod nosem i wstał wyrzucając puste opakowanie po żelkach do kosza na śmieci. Lou, nasza stylistka kończyła ostatnie poprawki przy makijażu Harry'ego, a nasz reżyser sceniczny, Mike, co chwila wchodził przypominając nam o czasie jaki pozostał do wyjścia na scenę. O tej porze, powinniśmy już być całkowicie gotowi i rozluźnieni, a tymczasem każdy rozgląda się za Malikiem. Nie wiem co ostatnio się stało z One Direction, ale nie wygląda to najlepiej. 
- Idę go poszukać - Payne przesunął lekko Lux, która kręciła się koło niego i skierował się do wyjścia, a ja wstałem zaraz za nim. Brunet spojrzał na mnie porozumiewawczo i razem zaczęliśmy szukać Mulata wszędzie, gdzie się dało. Co chwilę mijałem dźwiękowców, gości od świateł i pirodynamiki, którzy dziwnie się na mnie patrzyli. Pewnie dlatego, że biegłem w kierunku wyjścia z areny, a za trzy minuty miałem stawić się na scenie. Jak go spotkam, powyrywam mu nogi z tego chudego tyłka. Co się z nim do cholery dzieje. Co do cholery stało się z naszą paczką?
- Tutaj jest! - Liam nagle wskazał na przezroczyste drzwi, a ja spostrzegłem Zayna kulącego się na ponad dwudziestostopniowym mrozie w samej czarnej koszulce i z papierosem w ustach. W lewej dłoni mocno ściskał telefon próbując coś wystukać na ekranie trzęsącą się ręką. Gwałtownie chwyciłem za klamkę, by jak najszybciej poinformować go o zaczynającym się koncercie.
- Zayn, co ty wyprawiasz?! Do cholery, zaraz zaczynamy! - próbowałem sprowadzić go na ziemię. Po chwili przeniósł na mnie wzrok i prychając pod nosem wszedł do środka budynku. Nie miałem pojęcia o co mu chodzi. Ostatnio non stop gdzieś wychodził, a po koncertach chodził do wszelakich barów, przychodząc potem pijany obijając się o ściany. Nikt nie wiedział jak do niego dotrzeć.
- Zaczekaj! - doganiając go szarpnąłem za jego umięśnione ramię i odwróciłem w swoją stronę, patrząc na niego karcąco, jednak nawet to na niego nie zadziałało.
- Pośpiesz się, bo już powinniśmy być na scenie - westchnął ponownie spoglądając na ekran iPhone'a, zapewne czekając aż Jane się odezwie.
- Chłopie, już nie chodzi o to, że tabloidy huczą o nas bez przerwy, a Paul jest już na skraju wytrzymania nerwowego. Chodzi o to, co ze sobą robisz. Rozumiem, to wszystko wcale nie jest łatwe dla nikogo z nas. Ale nie możemy przecież pogrążać się tak jak robisz to ty. Wiem, że nadal obwiniasz się, że to przez ciebie wynikła sytuacja z Jane, że to przez ciebie jest teraz w takim stanie, ale tak właśnie miało być. I kurwa to nie znaczy, że masz znikać na nie wiadomo ile i mieć wszystko w dupie. Bądź dorosły - powiedziałem na jednym tchu, bo naprawdę miałem dosyć tego wszystkiego. Sytuacja nie nie jest dobra dla żadnego z nas, ale gdyby każdy miał robić to co Malik, to nie skończyłoby się za wspaniale. Ranimy wszystkich, a przede wszystkim fanki, które muszą patrzeć, jak ich idole się staczają.
- Wiesz co? Zadam ci jedno podstawowe pytanie - odpowiedział mi nadzwyczaj spokojnie, ale jego kostki u dłoni zaczynały powoli bieleć. - Czy twoja dziewczyna kiedykolwiek była przetrzymywana przez jakąś psychopatkę i wykorzystywana seksualnie?! - popchnął mnie na ścianę i trzymał ręce na moich barkach, a gdy Liam chciał podejść mi pomóc Malik pogroził mu palcem. Pokręciłem przecząco głową, chociaż już miałem zamiar go uderzyć. - No właśnie! Więc się kurwa łaskawie zamknij i zajmij się swoim życiem! - ryknął odchodząc od nas kilka kroków i spoglądając na mnie oraz Payne'a ostatni raz, odwrócił się, zaczynając biec przed siebie. Tak właśnie wygląda One Direction na sekundę przed koncertem...

Jane

Co sekundę spoglądałam na wyświetlacz telefonu rozważając myśl odpisania Zaynowi, albo nie. Po prostu nie chciałam mieć z nim żadnego kontaktu. Nie po tym przez co przeszłam, w większości przez niego.
- Odpisz, albo oddzwoń do niego w końcu - odezwała się Flavie schodząc po raz setny na dół nie wiadomo po co. - Przecież on się niedługo zabije - lekko się zaśmiała, ale szybko skarciłam ją wzrokiem, bo dla mnie nie było to wcale śmieszne. Gdy tylko zamknę oczy mam przed oczyma wydarzenia z października, mam ochotę się rozpłakać, boję się. Mam wrażenie, że Anastasia zaraz tutaj przyjdzie, że jednak dokończymy tamtą scenę. Ręce zaczęły mi drżeć, a telefon wyleciał mi z pomiędzy palców, niczym piasek.
- Nie, nie - próbowałam się odezwać, ale głos kompletnie mi się załamał i widać było tylko moje rozchylające się usta.
- Jane, wszystko jest w porządku - poczułam jak moja siostra usiadła obok mnie i pociera delikatnie moje ramię. Wtuliłam się w nią mocno zaczynając głęboko oddychać. Nie chciałam płakać, już nie.
- Zadzwonię do niego - nagle się odezwałam, dziwiąc się samej sobie, przez tę parę słów wypowiedzianych wcześniej. Spojrzałam na brunetkę, a ona podała mi telefon i wstała z sofy kierując się do łazienki. Usłyszałam dźwięk wykonywanego połączenia i wyprostowałam się próbując się nieco uspokoić. Serce zaczęło łomotać mi tak mocno, aż myślałam, ze wyskoczy mi z piersi. - Spokojnie Jane - powiedziałam sama do siebie i zaczęłam kiwać głową.
- Jane?! - jego porywczy głos doszedł do mojego ucha, a ja mocno zacisnęłam usta, nie mając pojęcia jak zacząć, co mu powiedzieć. - Nareszcie! - ledwie go słyszałam, w koło niego było tak głośno. Zapewne niedługo zacznie się kolejny z koncertów. - Kochanie, jesteś tam? - ponownie się odezwał widocznie zamykając się w jakimś cichszym pomieszczeniu, bo nie było słychać już tylu dźwięków.
- Zayn - wychlipałam, bo łzy zaczęły mi cieknąć. - Zayn! - zacisnęłam usta i ułożyłam je w uśmiechu, mimo, ze wszystko mnie bolało, to usłyszeć jego głos, moje imię w jego ustach, było spełnieniem moich pragnień. - Tak bardzo chciałabym byś był obok mnie - wydyszałam starając się uspokoić.
- Ja też, uwierz - odpowiedział mi, a zaraz potem krzyknął na kogoś, ponieważ nawet ja usłyszałam jak ktoś wali mocno w drzwi. - Występujcie sobie sami! W dupie mam ten jebany koncert, rozumiesz?!
- Zayn, tak nie można! - podniosłam lekko głos i się zatrzęsłam, po czym bardziej zakryłam się kocem. - Musisz tam iść! Oni cię potrzebują! - starałam się jak mogłam go przekonać. Przecież zadzwonić mogę kiedy indziej, o ile jeszcze się na to zdobędę.
- Ale...
- Proszę cię, baw się dobrze, dla mnie. Rób to wszystko z chłopakami co zawsze, uśmiechaj się, a ja na ciebie poczekam. Proszę, Zayn - sama nie mogłam uwierzyć w swoją otwartość. Ostatnimi czasy nie potrafiłam powiedzieć nawet słowa. Ale chodziło o Zayna, mojego Zayna. Nawet jeśli nasz związek nie był już taki sam, nadal go kocham.
- Dobrze, ale robię to tylko i wyłącznie dla ciebie - w końcu, po długiej ciszy przełamał się, a ja lekko uśmiechnęłam się pod nosem. Byłam z siebie dumna, że go przekonałam, a tym bardziej, że w ogóle do niego zadzwoniłam. - Zadzwonię później - usłyszałam na pożegnanie i się rozłączyłam chowając komórkę pod poduszkę. Muszę wreszcie odnaleźć się w tym wszystkim, za długo bałam się wszystkiego.

Niall

Przez to, że Zayn rozmawiał przez telefon, musieliśmy puścić trochę później filmik zaczynający koncert. Teraz, gdy byliśmy już wszyscy gotowi, czekaliśmy na naszą kolej by wbiec na scenę. Ściskałem mocniej swój mikrofon, spoglądając na flagę Irlandii i uśmiechnąłem się do Malika. Po raz pierwszy od kilku koncertów uśmiechnął się szczerze i czułem, że dzisiejsze show nam się uda. 
- Czterdzieści sekund! - krzyknął Mike, a my wszyscy kiwnęliśmy głową. Ustaliśmy w kółku i ułożyliśmy mikrofony do środka, jak mieliśmy w zwyczaju.
- Dajmy czadu - wyszczerzył się Louis, a ja natychmiastowo go poparłem. 
- Dziesięć sekund! - mężczyzna stojący za nami ponownie się odezwał, a my wyrzuciliśmy ręce do góry. - Wchodzicie! - myślałem, że zaraz moje bębenki w uszach popękają od wrzasków naszych fanów. Były o wiele głośniejsze niż zwykle, zapewne przez to, że zaczęliśmy z opóźnieniem. Pełni już pozytywnych emocji wbiegliśmy na scenę i zapewne gdyby nie nasze słuchawki w uszach, ogłuchlibyśmy.
- Cześć Oakland! - zaczął Liam. - Mamy okazję być tu pierwszy raz i już pierwszy raz musieliśmy się spóźnić. Nie za fajne rozpoczęcie, ale mamy nadzieję, że będziecie się dobrze bawić, że to opóźnienie nie będzie miało wpływu na wasze samopoczucie - uśmiechał się do tysięcy fanów. 

Późnym wieczorem...

Jane

Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami, więc odwróciłam głowę, aby sprawdzić kto to. Jak się okazało była to George, co najdziwniejsze, w stanie trzeźwości, bynajmniej tak mi się zdawało.
- Jest nasza zguba - Flavie się odezwała patrząc na moją przyjaciółkę ze sztucznym uśmiechem. - Później się nie dało? Masz czekoladę, cokolwiek słodkiego? - podeszła do niej i zajrzała w jej siatkę przeglądając ją dokładnie.
- Kochane, kochane, moje cudowne - zaczęła, a ja już wiedziałam, że coś jest nie tak. George nigdy nie jest tak milutka, nawet dla najbliższych. - Zgadnijcie kto do mnie napisał - wyszczerzyła się tak szeroko, aż zaczęłam się jej bać. Coś było nie tak. - Tak, zgadłyście, Josh Devine!
- Ale nawet nie dałaś nam zgadnąć - skrzywiła się Flavie i podeszła do czarnowłosej, by przyłożyć jej dłoń do czoła. - Dobrze się czujesz?
- Czy ty czasami nie piłaś? Albo co najgorsze brałaś coś? - tym razem to ja wstałam i przyjrzałam się jej. Również dotknęłam jej czoła i kazałam chuchnąć, ale nic nie wskazywało na to, że była pijana.
- Josh Przecudny Devine i ja - zaczęła wzdychać co kompletnie było do niej nie podobne, bo nawet gdy chodziła jeszcze z Jamelem, nie mówiła o nim w taki sposób. Przepraszam, czy ktoś podmienił moją przyjaciółkę?
- Czy ty właśnie jarasz się, że perkusista One Direction do ciebie napisał? Ty, osoba zakochana w długowłosych, brudnych facetach w glanach? - spojrzałam na nią marszcząc brwi. - Weź przestań, proszę cię... - westchnęłam i potrząsnęłam nią, ale ona była jakimś amoku.
- Będziemy mieli piękne dzieci - nadal się zachwycała, a ja z Flavie równocześnie uderzyłyśmy się z otwartej dłoni w czoło.
- Halo, George, zejdź na ziemię! - moja siostra uniosła głos i nieco nią potrząsnęła. - Josh już wcześniej do ciebie pisał, ale go olałaś, a gdy Niall znalazł sobie dziewczynę, nagle się zakochałaś? - prychnęła, a George momentalnie zmieniła wyraz twarzy na taki jak zwykle, pod tytułem "twarda sztuka George, która ma wszystko gdzieś".
- Chyba niedobór czekolady ci kurwa mózg wyżarł - odgryzła się i usiadła oburzona na kanapie z założonymi rękoma. Ona jest dziwna. Serio. - A po za tym to co mnie obchodzi jakaś debilka, która w ogóle zechciała z nim być? Nic - mówiła do siebie pod nosem, a ja zaczęłam się z niej śmiać. Od wielu tygodni ponownie zaczynałam żyć. I to dosłownie.
- Widać jak przemawia przez ciebie zazdrość - Flavie za wszelką cenę próbowała jej dogryźć. - Chciałabyś być na jej miejscu i żałujesz, że masz za silny charakter by przyznać, że się w nim bujasz - wytknęła jej język, a czarnowłosa przewróciła oczami.
- Bujać to się mogę na huśtawce. Co mnie obchodzi ten kretyn?! No proszę cię, nigdy w życiu nie chciałabym być z tym irlandzkim klaunem.
- Tak sobie wmawiaj. Ja wiem swoje - moja siostra nie chciała tak łatwo odpuścić, a ja nie mogłam już wytrzymać ze śmiechu. - Jeżeli zaproponował by ci, żebyś się z nim przespała, to leciałabyś za nim, jak pies za kiełbasą. Mówię ci.

***
Shecky, Taiga.

Hejoo! Wróciłam sobie z Włoch, mam nadzieję, że Shecky tęskniła, ale pewnie nie, dobra mniejsza... nowy rozdział! ♥ Nie spodziewaliście się, że przeskoczymy sobie dwa miechy, haha, co? : D
Tęskniłam, żebyś wiedziała! : D Tak po za tym to chciałam tylko powiedzieć, że oczywiście dziękuję z całego serducha osobom, które skomentowały poprzedni rozdział. Komentarzy było 21, ale nie zmienia to faktu, że dla mnie i zapewne dla Ciebie też Taiga jest to nawet mało, jak na 57 obserwatorów...
Mi to tam obojętnie z komentarzami, haha XD
Chciałabym jedynie podziękować Wam wszystkim, bo 29 lipca blog Only Love Me skończył ROK! Być może 28 rozdziałów jak na rok nie stanowi za dobrą liczbę, ale myślę, że będzie lepiej : ) Chcę podziękować Wam za czytanie naszych zrytych pomysłów, a najbardziej tobie Shecky, że ze mną jesteś, za to że zgodziłaś się prowadzić ze mną blog, że ze mną wytrzymujesz. KOCHAM CIĘ ♥
Jakoś muszę no nie? :D Nie no żartuje. I też dziękuję Wam, jak i Tobie wariatko. <3 Mam nadzieję, że się poprawimy. :D I to z mojej strony było by na tyle, do następnego! :**
Do następnego! xx

czwartek, 11 lipca 2013

27. "Cisza, kamera, akcja!"

* chciałybyśmy, aby każdy z Was skomentował ten rozdział, dzięki temu zobaczymy czy ktoś jeszcze czyta nasze wypociny i czy ktoś interesuje się tym blogiem, zgoda? :)


Louis

Stałem oparty o zimny mur budynku z Harrym czekając na policję, jednak trwało to tak długo, że powoli zacząłem marznąć zważając na to, że mamy październik.
- Gdzie są te pieprzone psy? - burknął mój towarzysz pocierając ramiona, bo zapewne i jemu zaczął doskwierać chłód. Robiło się coraz ciemniej, a raczej o tej porze ulice nie są zakorkowane. Chciałem już poprosić o to, by loczek się uspokoił, ale uznałem, że sytuacja jest na tyle napięta, że raczej byłoby to śmieszne, jakbym wymagał od niego ukołysania nerwów.
- Już zawiadomiłem dziewczyny, zaraz będą - usłyszeliśmy krzyki Liama, wyłaniającego się zza budynku, przed którym staliśmy. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać jaki szok musiała przeżyć Flavie dowiadując się, że istnieje prawdopodobieństwo znalezienia jej siostry.
- Kurwa! No gdzie oni są? - Harry zaczął się bulwersować chodząc w kółko, a ja jedynie wzruszyłem ramionami, ponieważ i tak rzucaniem przekleństw nie przyśpieszę ich przyjazdu. Zacząłem oglądać czubki swoich conversów, które swoją drogą były już maksymalnie ubrudzone i starte. Po jeszcze kilku słowach zdenerwowania, ze strony Stylesa, wreszcie podjechał radiowóz. - Dłużej się nie dało? - chłopak od razu wyskoczył z wontami do funkcjonariuszy, jakby byli winni ruchowi w Londynie.
- Niech pan się uspokoi i wyjaśni nam dokładnie dlaczego nas wezwaliście - policjant położył rękę na ramieniu przyjaciela, chyba próbując go uspokoić, jednak ten wyglądał jak gdyby chciał pozabijać ich obydwóch.
- Może wejdziemy do środka? - zapytał Liam patrząc na wszystkich po kolei, na co przytaknęliśmy mu i razem z naszym ochroniarzem i dwójką dość umięśnionych facetów weszliśmy do środka, śpiesząc się, aby jak najszybciej zadziałać. - Może lepiej jak Paul, to znaczy, pan Higgins powtórzy to, co powiedział przez telefon - brunet spojrzał na naszego menadżera, który ze stoickim spokojem wypisanym na twarzy, siedział na fotelu.
- Dzwoniłem do państwa w sprawie zaginięcia Jane Blanchard, kontaktowałem się z funkcjonariuszem... Stevenem McClarke'em, codziennie, bym dostawał nowe wieści w poszukiwaniach. W razie czego, miałem dzwonić, a właśnie tak się stało, że chłopak zaginionej dostał telefon od niej - nie mogłem uwierzyć, że Paul potrafi mówić tak spokojnie, jakby sprawa dotyczyła kupowania butów w sklepie internetowym. Z drugiej jednak strony, w jego zawodzie wymagana jest formalność i umiejętność radzenia sobie ze stresem.
- W takim razie może w drodze na komisariat sobie wszystko wyjaśnimy? Bo bez opisu sprawy nie mogę za wiele zrobić - odezwał się wyższy policjant, poprawiając beret.
- Dobrze - odpowiedział mu i wstał wymierzając najpierw mnie, a potem Zayna palcem, a my spojrzeliśmy na niego zdziwieni. - Jedziecie ze mną - odezwał się, a Mulat momentalnie poderwał się z miejsca i w niewyobrażalnie szybkim tempie znaleźliśmy się w samochodzie jadąc na posterunek.
- Obyśmy tylko zdążyli - usłyszałem cichy szept czarnowłosego i zauważyłem jak mocno zaciska swoje dłonie. Nie wiedziałem, naprawdę nie miałem pojęcia jak go pocieszyć, bo sam ledwo opanowywałem emocje. Jedynie ja i Liam próbowaliśmy zachowywać spokój, bo reszta była całkowicie roztrzęsiona.
W drodze na komisariat nikt nie ośmielił się odezwać słowem, więc cały radiowóz wypełniała nieprzyjemna cisza. Kątem oka spojrzałem na Zayna, który siedział, nerwowo bawiąc się rękoma i kiwał się w przód i w tył. Był już wrakiem człowieka, a jego stan psychiczny był teraz na skraju wytrzymałości.
- Pośpieszmy się - powiedział tęgi mężczyzna siedzący z przodu mnie i wskazał głową na budynek, a raczej siedzibę policji. Poklepałem po ramieniu przyjaciela, a ten jakby wybudził się z jakiegoś transu, bo znowu w strasznie szybkim tempie znalazł się na zewnątrz i nie czekając na innych zaczął biec w kierunku drzwi.
- Zayn! Zaczekaj! - usłyszałem głos naszego menadżera, ale chłopaka nie było już widać. Zaczynałem się o niego bać. I tak ostatnio odwołaliśmy dwa koncerty, bo nie byliśmy w stanie wystąpić, a teraz nie ma mowy o jutrzejszym występie w porannym show.
- Paul, nie przemówisz do niego. Zobacz co się z nim dzieje - westchnął Niall, wychodząc z samochodu, a następnie zaczął się rozprostowywać, jakby był w podróży co najmniej dwie godziny.
Wszyscy skierowaliśmy się do gabinetu funkcjonariusza, który prowadził sprawę zaginięcia Jane i wyczekiwaliśmy najważniejszej osoby, czyli komendanta McClarke'a.
- Wolniej się nie dało?! - wszyscy równo zwróciliśmy swój wzrok na Malika, który podszedł do policjanta z zabójczym spojrzeniem. Natychmiast wstałem i pociągnąłem go za ramię sadzając na pobliskim krześle, dodatkowo zgromiłem go wzrokiem. - Jeżeli jej nie znajdą to ich wszystkich pozbijam. Przysięgam - mówił do siebie pod nosem, jednak ja doskonale to słyszałem i ścisnąłem bardziej dłoń na jego barku.
- Znajdą ją - spróbowałem go pocieszyć lekkim uśmiechem, ale ten ani drgnął, nadal siedząc wbity w siedzenie.
- A teraz proszę wszystko dokładnie opowiedzieć - mężczyzna usiadł na swoim czarnym fotelu i oparł brodę na rękach. - Tylko spokojnie, nam wszystkim zależy na tym samym - spojrzał na Malika, wyraźnie pokazując, by ten opanował swoje zdenerwowanie i dokładnie opisał nam rozmowę z Jane. - A, no i musisz dać Benowi telefon, on spróbuje namierzyć sygnał.

Flavie

Siedziałam na kolanach Harry'ego lekko pociągając nosem. Ściskając w dłoniach jego ciemną koszulkę, już nawet nie myślałam o naszej wcześniejszej rozmowie. Nie miałam do tego głowy, a tak bardzo chciałam, żeby ktoś mnie pocieszył. Przecież nie wiadomo czy zdążą na czas, a jeżeli nie, to...
- Proszę, nie mów tego kolejny raz. Tylko ze mną bądź - szepnęłam widząc jak brunet ponownie chciał powiedzieć znane, jak i znienawidzone przeze mnie "nie martw się, wszystko będzie dobrze". Poczułam jak chłopak mocniej wtula mnie w swój tors i gładzi lekko moją prawą dłoń.
- Będę. Zawsze - mruknął w moje włosy, a mi zrobiło się odrobinę lżej. Chciałam kolejny raz się popłakać, by dać upust tym wszystkim łzom, które zebrały się w moich oczach. Stanowczo za dużo się działo ostatnio i nie dawałam sobie rady. W dodatku wieść o telefonie Jane... Jezu... tak bardzo chciałabym zobaczyć ją całą i zdrową, uśmiechniętą...
- Dziękuję - zbliżyłam się do jego ucha mówiąc na tyle cicho, aby tylko on to usłyszał i ponownie zwróciłam swój wzrok na Zayna, który ledwie wypowiadał słowa. Nie dziwiłam się mu ani trochę, to dla niego za dużo. Doskonale wiem jak ten chłopak się czuje.
- Rozumiem - policjant kiwnął głową, gdy Zayn skończył przekazywać informacje. - Ben powinien już wyznaczyć lokację, zaraz zawiadomię patrole i przygotujemy oddział. Nie wiemy niestety ile osób znajduje się w środku, ilu mamy napastników i jaką bronią się posługują, więc najlepiej jeśli zostaniecie wszyscy tutaj i będziecie na bieżąco informowani.
- Jadę z wami! - Malik znowu uniósł głos na funkcjonariusza, a Lou ponownie musiał go uspokajać. - Jadę i koniec - dodał patrząc na McClarke'a w jednoznaczny sposób, nie chcąc widzieć żadnego sprzeciwu.
- Myślę, że nie nie będzie to potrzebne, ale jeśli nie da się wytłumaczyć, to dobrze, ty i twój kolega - pokazał na Tomlinsona - pojedziecie ze mną, ale ostrzegam, ze to nie jest wygłup na waszej muzycznej scenie i nie chcę widzieć, że utrudniacie nam pracę - westchnął policjant i kiwnął głową do swojego asystenta, by ten dał znak o gotowości.

Jane

Siedziałam sztywno na krześle czując palce Any we włosach, ponieważ robiła mi warkocza, bo jak wcześniej powiedziała, musiałam całkowicie upodobnić się do pokojówki sprzed trzydziestu lat.
- Będziesz wyglądała prześlicznie - uśmiechnęła się do mnie, a ja nawet nie drgnęłam. Nadal nie wierzyłam w to co się dzieje, cały czas myśląc, że to jakiś chory sen. Nie miałam nawet siły by się jej postawić. Poprzez małe dawki jedzenia i picia kompletnie straciłam chęć do czegokolwiek. Nie potrafiłam nawet przełknąć śliny.
- Ta sukienka wygląda na tobie idealnie - odezwała się Ana, a ja spróbowałam kiwnąć głową. - Nie wiesz jak się cieszę, że jesteś tutaj. Z nami - westchnęła zaciskając partie włosów nad moim karkiem. Zacisnęłam powieki próbując uspokoić rozkołatane serce, które biło tak mocno, że moja klatka piersiowa płonęła.
- Zaraz będzie po wszystkim - wstała i lekko pociągając mnie do góry poprowadziła do lustra. Spojrzałam w swoje odbicie, nie mogąc się poznać. - Widzisz, ślicznie wyglądasz - wskazała na mnie w lustrze, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, po prostu nie miałam już siły na płacz.
- Tak - odpowiedziałam z niewiadomych przyczyn, a ona pogłaskała mnie po ramieniu i szepnęła, że musi iść przygotować pana domu. Objęłam się ramionami i zaczęłam się sobie przyglądać. Moja skóra była teraz cała posiniała, moja twarz znacznie wychudła, tak jak i reszta ciała. Nie wyglądałam jak tamta Jane, byłam teraz tylko wrakiem człowieka, który wdał się w coś niewyobrażalnie złego.


George

- Nie możecie czegoś zrobić?! Nie możecie tego przyśpieszyć?! - darłam się na cały komisariat uderzając pięścią w biurko tego debila, który za nim siedział. 
- Niech się pani uspokoi, bo zaraz panią stąd wyprowadzimy - odezwał się niemiłym tonem, jednak nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Okej, może rzeczywiście ponosi mnie przez trzy czwarte mojego życia, ale to nie moja wina, że oni tylko siedzą i wpierdalają obiad, podczas gdy powinni zdawać mi relację dotyczącej życia mojej przyjaciółki.
- No, od razu mnie wynieście, bo przecież nic innego nie potraficie - parsknęłam wpatrując się w potężniejszego mężczyznę. - Jesteście do dupy i tyle - burknęłam pod nosem siadając na krzesełku i zakładając ręce na piersiach, a chwilę później poczułam wzrok Nialla na sobie.
- To i tak nic nie da - usłyszałam nad swoim uchem, a potem poczułam jak blondyn wsuwa swoją dłoń pod moją i splata je razem. W innych okolicznościach bym mu porządnie przywaliła, ale teraz potrzebowałam czyjejś bliskości. Naprawdę.
- Wozy znajdują się już niedaleko domniemanej lokalizacji - mruknął funkcjonariusz, a ja mocniej zacisnęłam dłoń Horana. Strasznie się denerwowałam tym wszystkim.
- Dobrze, że chociaż potraficie mówić - dodałam swoje trzy grosze patrząc lekceważąco na mężczyznę i całkiem nieświadomie wtuliłam się w chłopaka obok mnie. Pomijając to, że wszyscy na około byli mocno zdziwieni moim zachowaniem, to ja sama nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. Momentalnie się od niego oderwałam, a moje policzki, nie wiadomo kiedy ostatnio, przybrały purpurowy kolor, na co ja spuściłam głowę. Nie wiem co się dzisiaj ze mną dzieje.
- Nic się nie stało, możesz się do mnie przytulać - Niall uśmiechnął się, na co ja nie mogłam już być dalej miła. To byłoby kompletne przegięcie.
- Nie pozwalaj sobie za dużo, Horan - odsunęłam się od niego jeszcze bardziej i przewróciłam oczami widząc jak udaje, robiąc smutną minę. - Mnie na to niestety nie nabierzesz - dopowiedziałam wrednie i przesiadłam się o jedno miejsce dalej.
- Sama się do mnie przytuliłaś - westchnął Niall i zaczął kręcić głową. - Dziewczyny są porąbane.
- Och, zamknij się już - zmroziłam go wzrokiem i opierając się łokciami o kolana skierowałam swój wzrok na posadzkę. 
- Najprawdopodobniej znaleźli dom, w którym znajduje się Jane - odezwał się nagle mężczyzna za biurkiem, a mi ze zdenerwowania zaczęły trząść się dłonie. Flavie natychmiast wstała i podeszła do policjanta.
- Żyje? - zapytała roztrzęsiona, a ten odpowiedział jej jedynie wzruszeniem ramion. Czy ci ludzie są naprawdę tak bezstresowi?!
- Nie wiadomo, przecież dokładnie powiedziałem, że najprawdopodobniej znaleźli - odpowiedział dość niemiło, a ja ponownie wstałam, ale nie miałam już siły na kłócenie się z tym palantem, dlatego jedynie przytuliłam młodą i poprowadziłam ją do Harry'ego. Loczek od razu otoczył ją swoimi ramionami, a ja mogłam ponownie usiąść na niewygodnym krześle. Podciągnęłam nogi by usiąść po turecku i oparłam czoło o dłonie, próbując wziąć głęboki wdech.
- Zaraz umrę - powiedziałam do siebie i przymknęłam oczy. - Jak tego nie przyśpieszą to nigdy jej nie znajdą - dodałam i spojrzałam na Nialla, który tylko uśmiechał się do mnie pocieszająco. - Mogę? - spytałam patrząc na niego i wskazałam wzrokiem na jego tors. Wyciągnął do mnie ręce, a ja znowu się w niego wtuliłam.

Jane

- Margaret, kochanie, chodź, bo wszystko czeka tylko na ciebie - usłyszałam ponownie głos Any, a za chwilę wzięła mnie pod ramię i prowadziła do sypialni pana domu. Odliczałam każdą sekundę, modląc się, aby ktoś w końcu się tu pojawił i zabrał tą psychopatkę ode mnie oraz chłopaka, który też nie był niczemu winien. Pamiętam jak mnie przepraszał, kiedy Ana kazała się nam kochać.
Krocząc w czarnych szpilkach kręciło mi się w głowie, moje mięśnia spinały się próbując mnie zatrzymać, ale Ana przyśpieszała. W sypialni leżał już chłopak odgrywający rolę pana domu i kamerzysta, który był wspólnikiem Any. Oboje byli przerażający, a ich chęć do odtworzenia morderstwa pokojówki była najgorsza. Przecież ja nie jestem tamtą Margaret i naprawdę nie tego chciałam.
- Nie, proszę - zaczęłam ją błagać, byleby tylko nie podchodzić do tego łóżka. Próbowałam nawet stanąć w miejscu, ale nie miałam siły by się jej przeciwstawić. - Proszę, nie, błagam!
- Nagle zaczęłaś się bać? - zaczęła śmiać mi się w żywy oczy, a ja resztkami sił nadal próbowałam jej się wyrwać. - Przestań, to i tak się stanie - dodała i szarpnęła mną, tak że usiadłam na wielkim łożu obok bruneta, który zapewne był tak samo przerażony jak ja. Lekko przesunęłam moją dłoń i ścisnęłam ją na jego.
- Przecież wiecie jakie będą konsekwencje, jeśli nie będziecie współpracować. Kilka dni temu ten seks wyszedł idealnie! Zagrajcie dobrze, a potem będziecie zbawieni tam na górze - uśmiechnęła się zwycięsko. - Złóżmy hołd świętej pamięci Margaret i panu domu! - popchnęła mnie, bym się położyła. Wszystko w środku zaczęło mi się zaciskać i drżeć na zmianę, to było straszne.
- No rozbieraj się! - krzyknęła na chłopaka, a ten zadrżał i trzęsącymi się rękoma zaczął zdejmować spodnie, w które zapewne ubrała go Ana. - Szybciej! Nie mam tyle czasu! - cały czas krzyczała, a ja spojrzałam na dość tęgiego mężczyznę za kamerą, który patrzył na to wszystko z szyderczym uśmiechem.
- Cisza, kamera, akcja! - krzyknęła tak władczo, że nie sposób było się jej sprzeciwić. Spojrzałam na chłopaka obok mnie, by wyczytać z jego warg słowo "przepraszam". Sam również stał się ofiarą w tym przedsięwzięciu. W dodatku Ana przetrzymywała go o wiele dłużej ode mnie i zdążył w tym czasie kompletnie zbzikować.
- Nie możemy dłużej tego ciągnąć, Margaret - odezwał się ochrypniętym głosem i położył rękę na moim udzie. - Moja żona lada dzień może się dowiedzieć - dodał próbując brzmieć przekonująco. Spojrzałam dookoła, a potem ponownie na chłopaka. Zdałam sobie sprawę, że wszystko jest już przesądzone, że nikt mnie nie uratuje, że życie nie jest jak bajka, w której wszystko kończy się dobrze. Że moje życie za niedługo się skończy.
- Zróbmy to ostatni raz - wypowiedziałam to co nakazała mi Ana i przyciągnęłam go za kołnierz koszuli powoli zbliżając swoje usta do jego.

Zayn

- To chyba tutaj - do moich uszu dotarły te jakże znaczące dla mnie słowa. Nie dawałem już rady emocjonalnie, ale chciałem tam być. Zabić wszystkich, którzy jej coś zrobili.
- Raczej tak - dodał drugi funkcjonariusz, a ja szarpnąłem za klamkę drzwiczek i wysiadłem z czarnego samochodu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zauważyłem dziennikarzy.
- Zayn, zostań tutaj - zadecydował Steve, a z tyłu zaczęli wychodzić komandosi. Było ich dziesięciu. Wszystko podeszło mi do gardła, gdy zdałem sobie sprawę, jak poważna jest ta sytuacja. A flesze wcale nie ułatwiały nam niczego. Miałem ochotę rzucić się na któregoś z nich.
- Oni nie zorientują się, że jesteśmy pod domem, skoro jest tutaj takie zamieszanie? - spytałem Steve'a, na co on pokręcił przecząco głową.
- Mają zasłonięte okna, a chłopaki zaraz otoczą dom. Proszę dać nam wykonywać robotę - odpowiedział mi, a ja lekko pokiwałem głową, dając mu znak, że zrozumiałem.

***

Shecky, dzisiaj bez Taigi.

Heejo. I oto mamy 27, jak dla mnie interesującą. I chciałabym Wam na samym wstępie powiedzieć, że następny rozdział nie pojawi się tak szybko, ponieważ moja Taiga wyjeżdża na 2 tygodnie i z tego powodu nie mamy jak pisać, a ja sama również nie mam zbytnio teraz czasu. ALE nie bójcie się, rozdział się pojawi i nie zawieszamy bloga. Co to, to nie. Po prostu zrozumcie, że my też mamy wakacje. Liczę na opinię w postaci komentarza z Waszej strony, a tym czasem zmykam. Do następnego. :*