czwartek, 11 lipca 2013

27. "Cisza, kamera, akcja!"

* chciałybyśmy, aby każdy z Was skomentował ten rozdział, dzięki temu zobaczymy czy ktoś jeszcze czyta nasze wypociny i czy ktoś interesuje się tym blogiem, zgoda? :)


Louis

Stałem oparty o zimny mur budynku z Harrym czekając na policję, jednak trwało to tak długo, że powoli zacząłem marznąć zważając na to, że mamy październik.
- Gdzie są te pieprzone psy? - burknął mój towarzysz pocierając ramiona, bo zapewne i jemu zaczął doskwierać chłód. Robiło się coraz ciemniej, a raczej o tej porze ulice nie są zakorkowane. Chciałem już poprosić o to, by loczek się uspokoił, ale uznałem, że sytuacja jest na tyle napięta, że raczej byłoby to śmieszne, jakbym wymagał od niego ukołysania nerwów.
- Już zawiadomiłem dziewczyny, zaraz będą - usłyszeliśmy krzyki Liama, wyłaniającego się zza budynku, przed którym staliśmy. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać jaki szok musiała przeżyć Flavie dowiadując się, że istnieje prawdopodobieństwo znalezienia jej siostry.
- Kurwa! No gdzie oni są? - Harry zaczął się bulwersować chodząc w kółko, a ja jedynie wzruszyłem ramionami, ponieważ i tak rzucaniem przekleństw nie przyśpieszę ich przyjazdu. Zacząłem oglądać czubki swoich conversów, które swoją drogą były już maksymalnie ubrudzone i starte. Po jeszcze kilku słowach zdenerwowania, ze strony Stylesa, wreszcie podjechał radiowóz. - Dłużej się nie dało? - chłopak od razu wyskoczył z wontami do funkcjonariuszy, jakby byli winni ruchowi w Londynie.
- Niech pan się uspokoi i wyjaśni nam dokładnie dlaczego nas wezwaliście - policjant położył rękę na ramieniu przyjaciela, chyba próbując go uspokoić, jednak ten wyglądał jak gdyby chciał pozabijać ich obydwóch.
- Może wejdziemy do środka? - zapytał Liam patrząc na wszystkich po kolei, na co przytaknęliśmy mu i razem z naszym ochroniarzem i dwójką dość umięśnionych facetów weszliśmy do środka, śpiesząc się, aby jak najszybciej zadziałać. - Może lepiej jak Paul, to znaczy, pan Higgins powtórzy to, co powiedział przez telefon - brunet spojrzał na naszego menadżera, który ze stoickim spokojem wypisanym na twarzy, siedział na fotelu.
- Dzwoniłem do państwa w sprawie zaginięcia Jane Blanchard, kontaktowałem się z funkcjonariuszem... Stevenem McClarke'em, codziennie, bym dostawał nowe wieści w poszukiwaniach. W razie czego, miałem dzwonić, a właśnie tak się stało, że chłopak zaginionej dostał telefon od niej - nie mogłem uwierzyć, że Paul potrafi mówić tak spokojnie, jakby sprawa dotyczyła kupowania butów w sklepie internetowym. Z drugiej jednak strony, w jego zawodzie wymagana jest formalność i umiejętność radzenia sobie ze stresem.
- W takim razie może w drodze na komisariat sobie wszystko wyjaśnimy? Bo bez opisu sprawy nie mogę za wiele zrobić - odezwał się wyższy policjant, poprawiając beret.
- Dobrze - odpowiedział mu i wstał wymierzając najpierw mnie, a potem Zayna palcem, a my spojrzeliśmy na niego zdziwieni. - Jedziecie ze mną - odezwał się, a Mulat momentalnie poderwał się z miejsca i w niewyobrażalnie szybkim tempie znaleźliśmy się w samochodzie jadąc na posterunek.
- Obyśmy tylko zdążyli - usłyszałem cichy szept czarnowłosego i zauważyłem jak mocno zaciska swoje dłonie. Nie wiedziałem, naprawdę nie miałem pojęcia jak go pocieszyć, bo sam ledwo opanowywałem emocje. Jedynie ja i Liam próbowaliśmy zachowywać spokój, bo reszta była całkowicie roztrzęsiona.
W drodze na komisariat nikt nie ośmielił się odezwać słowem, więc cały radiowóz wypełniała nieprzyjemna cisza. Kątem oka spojrzałem na Zayna, który siedział, nerwowo bawiąc się rękoma i kiwał się w przód i w tył. Był już wrakiem człowieka, a jego stan psychiczny był teraz na skraju wytrzymałości.
- Pośpieszmy się - powiedział tęgi mężczyzna siedzący z przodu mnie i wskazał głową na budynek, a raczej siedzibę policji. Poklepałem po ramieniu przyjaciela, a ten jakby wybudził się z jakiegoś transu, bo znowu w strasznie szybkim tempie znalazł się na zewnątrz i nie czekając na innych zaczął biec w kierunku drzwi.
- Zayn! Zaczekaj! - usłyszałem głos naszego menadżera, ale chłopaka nie było już widać. Zaczynałem się o niego bać. I tak ostatnio odwołaliśmy dwa koncerty, bo nie byliśmy w stanie wystąpić, a teraz nie ma mowy o jutrzejszym występie w porannym show.
- Paul, nie przemówisz do niego. Zobacz co się z nim dzieje - westchnął Niall, wychodząc z samochodu, a następnie zaczął się rozprostowywać, jakby był w podróży co najmniej dwie godziny.
Wszyscy skierowaliśmy się do gabinetu funkcjonariusza, który prowadził sprawę zaginięcia Jane i wyczekiwaliśmy najważniejszej osoby, czyli komendanta McClarke'a.
- Wolniej się nie dało?! - wszyscy równo zwróciliśmy swój wzrok na Malika, który podszedł do policjanta z zabójczym spojrzeniem. Natychmiast wstałem i pociągnąłem go za ramię sadzając na pobliskim krześle, dodatkowo zgromiłem go wzrokiem. - Jeżeli jej nie znajdą to ich wszystkich pozbijam. Przysięgam - mówił do siebie pod nosem, jednak ja doskonale to słyszałem i ścisnąłem bardziej dłoń na jego barku.
- Znajdą ją - spróbowałem go pocieszyć lekkim uśmiechem, ale ten ani drgnął, nadal siedząc wbity w siedzenie.
- A teraz proszę wszystko dokładnie opowiedzieć - mężczyzna usiadł na swoim czarnym fotelu i oparł brodę na rękach. - Tylko spokojnie, nam wszystkim zależy na tym samym - spojrzał na Malika, wyraźnie pokazując, by ten opanował swoje zdenerwowanie i dokładnie opisał nam rozmowę z Jane. - A, no i musisz dać Benowi telefon, on spróbuje namierzyć sygnał.

Flavie

Siedziałam na kolanach Harry'ego lekko pociągając nosem. Ściskając w dłoniach jego ciemną koszulkę, już nawet nie myślałam o naszej wcześniejszej rozmowie. Nie miałam do tego głowy, a tak bardzo chciałam, żeby ktoś mnie pocieszył. Przecież nie wiadomo czy zdążą na czas, a jeżeli nie, to...
- Proszę, nie mów tego kolejny raz. Tylko ze mną bądź - szepnęłam widząc jak brunet ponownie chciał powiedzieć znane, jak i znienawidzone przeze mnie "nie martw się, wszystko będzie dobrze". Poczułam jak chłopak mocniej wtula mnie w swój tors i gładzi lekko moją prawą dłoń.
- Będę. Zawsze - mruknął w moje włosy, a mi zrobiło się odrobinę lżej. Chciałam kolejny raz się popłakać, by dać upust tym wszystkim łzom, które zebrały się w moich oczach. Stanowczo za dużo się działo ostatnio i nie dawałam sobie rady. W dodatku wieść o telefonie Jane... Jezu... tak bardzo chciałabym zobaczyć ją całą i zdrową, uśmiechniętą...
- Dziękuję - zbliżyłam się do jego ucha mówiąc na tyle cicho, aby tylko on to usłyszał i ponownie zwróciłam swój wzrok na Zayna, który ledwie wypowiadał słowa. Nie dziwiłam się mu ani trochę, to dla niego za dużo. Doskonale wiem jak ten chłopak się czuje.
- Rozumiem - policjant kiwnął głową, gdy Zayn skończył przekazywać informacje. - Ben powinien już wyznaczyć lokację, zaraz zawiadomię patrole i przygotujemy oddział. Nie wiemy niestety ile osób znajduje się w środku, ilu mamy napastników i jaką bronią się posługują, więc najlepiej jeśli zostaniecie wszyscy tutaj i będziecie na bieżąco informowani.
- Jadę z wami! - Malik znowu uniósł głos na funkcjonariusza, a Lou ponownie musiał go uspokajać. - Jadę i koniec - dodał patrząc na McClarke'a w jednoznaczny sposób, nie chcąc widzieć żadnego sprzeciwu.
- Myślę, że nie nie będzie to potrzebne, ale jeśli nie da się wytłumaczyć, to dobrze, ty i twój kolega - pokazał na Tomlinsona - pojedziecie ze mną, ale ostrzegam, ze to nie jest wygłup na waszej muzycznej scenie i nie chcę widzieć, że utrudniacie nam pracę - westchnął policjant i kiwnął głową do swojego asystenta, by ten dał znak o gotowości.

Jane

Siedziałam sztywno na krześle czując palce Any we włosach, ponieważ robiła mi warkocza, bo jak wcześniej powiedziała, musiałam całkowicie upodobnić się do pokojówki sprzed trzydziestu lat.
- Będziesz wyglądała prześlicznie - uśmiechnęła się do mnie, a ja nawet nie drgnęłam. Nadal nie wierzyłam w to co się dzieje, cały czas myśląc, że to jakiś chory sen. Nie miałam nawet siły by się jej postawić. Poprzez małe dawki jedzenia i picia kompletnie straciłam chęć do czegokolwiek. Nie potrafiłam nawet przełknąć śliny.
- Ta sukienka wygląda na tobie idealnie - odezwała się Ana, a ja spróbowałam kiwnąć głową. - Nie wiesz jak się cieszę, że jesteś tutaj. Z nami - westchnęła zaciskając partie włosów nad moim karkiem. Zacisnęłam powieki próbując uspokoić rozkołatane serce, które biło tak mocno, że moja klatka piersiowa płonęła.
- Zaraz będzie po wszystkim - wstała i lekko pociągając mnie do góry poprowadziła do lustra. Spojrzałam w swoje odbicie, nie mogąc się poznać. - Widzisz, ślicznie wyglądasz - wskazała na mnie w lustrze, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, po prostu nie miałam już siły na płacz.
- Tak - odpowiedziałam z niewiadomych przyczyn, a ona pogłaskała mnie po ramieniu i szepnęła, że musi iść przygotować pana domu. Objęłam się ramionami i zaczęłam się sobie przyglądać. Moja skóra była teraz cała posiniała, moja twarz znacznie wychudła, tak jak i reszta ciała. Nie wyglądałam jak tamta Jane, byłam teraz tylko wrakiem człowieka, który wdał się w coś niewyobrażalnie złego.


George

- Nie możecie czegoś zrobić?! Nie możecie tego przyśpieszyć?! - darłam się na cały komisariat uderzając pięścią w biurko tego debila, który za nim siedział. 
- Niech się pani uspokoi, bo zaraz panią stąd wyprowadzimy - odezwał się niemiłym tonem, jednak nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Okej, może rzeczywiście ponosi mnie przez trzy czwarte mojego życia, ale to nie moja wina, że oni tylko siedzą i wpierdalają obiad, podczas gdy powinni zdawać mi relację dotyczącej życia mojej przyjaciółki.
- No, od razu mnie wynieście, bo przecież nic innego nie potraficie - parsknęłam wpatrując się w potężniejszego mężczyznę. - Jesteście do dupy i tyle - burknęłam pod nosem siadając na krzesełku i zakładając ręce na piersiach, a chwilę później poczułam wzrok Nialla na sobie.
- To i tak nic nie da - usłyszałam nad swoim uchem, a potem poczułam jak blondyn wsuwa swoją dłoń pod moją i splata je razem. W innych okolicznościach bym mu porządnie przywaliła, ale teraz potrzebowałam czyjejś bliskości. Naprawdę.
- Wozy znajdują się już niedaleko domniemanej lokalizacji - mruknął funkcjonariusz, a ja mocniej zacisnęłam dłoń Horana. Strasznie się denerwowałam tym wszystkim.
- Dobrze, że chociaż potraficie mówić - dodałam swoje trzy grosze patrząc lekceważąco na mężczyznę i całkiem nieświadomie wtuliłam się w chłopaka obok mnie. Pomijając to, że wszyscy na około byli mocno zdziwieni moim zachowaniem, to ja sama nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. Momentalnie się od niego oderwałam, a moje policzki, nie wiadomo kiedy ostatnio, przybrały purpurowy kolor, na co ja spuściłam głowę. Nie wiem co się dzisiaj ze mną dzieje.
- Nic się nie stało, możesz się do mnie przytulać - Niall uśmiechnął się, na co ja nie mogłam już być dalej miła. To byłoby kompletne przegięcie.
- Nie pozwalaj sobie za dużo, Horan - odsunęłam się od niego jeszcze bardziej i przewróciłam oczami widząc jak udaje, robiąc smutną minę. - Mnie na to niestety nie nabierzesz - dopowiedziałam wrednie i przesiadłam się o jedno miejsce dalej.
- Sama się do mnie przytuliłaś - westchnął Niall i zaczął kręcić głową. - Dziewczyny są porąbane.
- Och, zamknij się już - zmroziłam go wzrokiem i opierając się łokciami o kolana skierowałam swój wzrok na posadzkę. 
- Najprawdopodobniej znaleźli dom, w którym znajduje się Jane - odezwał się nagle mężczyzna za biurkiem, a mi ze zdenerwowania zaczęły trząść się dłonie. Flavie natychmiast wstała i podeszła do policjanta.
- Żyje? - zapytała roztrzęsiona, a ten odpowiedział jej jedynie wzruszeniem ramion. Czy ci ludzie są naprawdę tak bezstresowi?!
- Nie wiadomo, przecież dokładnie powiedziałem, że najprawdopodobniej znaleźli - odpowiedział dość niemiło, a ja ponownie wstałam, ale nie miałam już siły na kłócenie się z tym palantem, dlatego jedynie przytuliłam młodą i poprowadziłam ją do Harry'ego. Loczek od razu otoczył ją swoimi ramionami, a ja mogłam ponownie usiąść na niewygodnym krześle. Podciągnęłam nogi by usiąść po turecku i oparłam czoło o dłonie, próbując wziąć głęboki wdech.
- Zaraz umrę - powiedziałam do siebie i przymknęłam oczy. - Jak tego nie przyśpieszą to nigdy jej nie znajdą - dodałam i spojrzałam na Nialla, który tylko uśmiechał się do mnie pocieszająco. - Mogę? - spytałam patrząc na niego i wskazałam wzrokiem na jego tors. Wyciągnął do mnie ręce, a ja znowu się w niego wtuliłam.

Jane

- Margaret, kochanie, chodź, bo wszystko czeka tylko na ciebie - usłyszałam ponownie głos Any, a za chwilę wzięła mnie pod ramię i prowadziła do sypialni pana domu. Odliczałam każdą sekundę, modląc się, aby ktoś w końcu się tu pojawił i zabrał tą psychopatkę ode mnie oraz chłopaka, który też nie był niczemu winien. Pamiętam jak mnie przepraszał, kiedy Ana kazała się nam kochać.
Krocząc w czarnych szpilkach kręciło mi się w głowie, moje mięśnia spinały się próbując mnie zatrzymać, ale Ana przyśpieszała. W sypialni leżał już chłopak odgrywający rolę pana domu i kamerzysta, który był wspólnikiem Any. Oboje byli przerażający, a ich chęć do odtworzenia morderstwa pokojówki była najgorsza. Przecież ja nie jestem tamtą Margaret i naprawdę nie tego chciałam.
- Nie, proszę - zaczęłam ją błagać, byleby tylko nie podchodzić do tego łóżka. Próbowałam nawet stanąć w miejscu, ale nie miałam siły by się jej przeciwstawić. - Proszę, nie, błagam!
- Nagle zaczęłaś się bać? - zaczęła śmiać mi się w żywy oczy, a ja resztkami sił nadal próbowałam jej się wyrwać. - Przestań, to i tak się stanie - dodała i szarpnęła mną, tak że usiadłam na wielkim łożu obok bruneta, który zapewne był tak samo przerażony jak ja. Lekko przesunęłam moją dłoń i ścisnęłam ją na jego.
- Przecież wiecie jakie będą konsekwencje, jeśli nie będziecie współpracować. Kilka dni temu ten seks wyszedł idealnie! Zagrajcie dobrze, a potem będziecie zbawieni tam na górze - uśmiechnęła się zwycięsko. - Złóżmy hołd świętej pamięci Margaret i panu domu! - popchnęła mnie, bym się położyła. Wszystko w środku zaczęło mi się zaciskać i drżeć na zmianę, to było straszne.
- No rozbieraj się! - krzyknęła na chłopaka, a ten zadrżał i trzęsącymi się rękoma zaczął zdejmować spodnie, w które zapewne ubrała go Ana. - Szybciej! Nie mam tyle czasu! - cały czas krzyczała, a ja spojrzałam na dość tęgiego mężczyznę za kamerą, który patrzył na to wszystko z szyderczym uśmiechem.
- Cisza, kamera, akcja! - krzyknęła tak władczo, że nie sposób było się jej sprzeciwić. Spojrzałam na chłopaka obok mnie, by wyczytać z jego warg słowo "przepraszam". Sam również stał się ofiarą w tym przedsięwzięciu. W dodatku Ana przetrzymywała go o wiele dłużej ode mnie i zdążył w tym czasie kompletnie zbzikować.
- Nie możemy dłużej tego ciągnąć, Margaret - odezwał się ochrypniętym głosem i położył rękę na moim udzie. - Moja żona lada dzień może się dowiedzieć - dodał próbując brzmieć przekonująco. Spojrzałam dookoła, a potem ponownie na chłopaka. Zdałam sobie sprawę, że wszystko jest już przesądzone, że nikt mnie nie uratuje, że życie nie jest jak bajka, w której wszystko kończy się dobrze. Że moje życie za niedługo się skończy.
- Zróbmy to ostatni raz - wypowiedziałam to co nakazała mi Ana i przyciągnęłam go za kołnierz koszuli powoli zbliżając swoje usta do jego.

Zayn

- To chyba tutaj - do moich uszu dotarły te jakże znaczące dla mnie słowa. Nie dawałem już rady emocjonalnie, ale chciałem tam być. Zabić wszystkich, którzy jej coś zrobili.
- Raczej tak - dodał drugi funkcjonariusz, a ja szarpnąłem za klamkę drzwiczek i wysiadłem z czarnego samochodu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zauważyłem dziennikarzy.
- Zayn, zostań tutaj - zadecydował Steve, a z tyłu zaczęli wychodzić komandosi. Było ich dziesięciu. Wszystko podeszło mi do gardła, gdy zdałem sobie sprawę, jak poważna jest ta sytuacja. A flesze wcale nie ułatwiały nam niczego. Miałem ochotę rzucić się na któregoś z nich.
- Oni nie zorientują się, że jesteśmy pod domem, skoro jest tutaj takie zamieszanie? - spytałem Steve'a, na co on pokręcił przecząco głową.
- Mają zasłonięte okna, a chłopaki zaraz otoczą dom. Proszę dać nam wykonywać robotę - odpowiedział mi, a ja lekko pokiwałem głową, dając mu znak, że zrozumiałem.

***

Shecky, dzisiaj bez Taigi.

Heejo. I oto mamy 27, jak dla mnie interesującą. I chciałabym Wam na samym wstępie powiedzieć, że następny rozdział nie pojawi się tak szybko, ponieważ moja Taiga wyjeżdża na 2 tygodnie i z tego powodu nie mamy jak pisać, a ja sama również nie mam zbytnio teraz czasu. ALE nie bójcie się, rozdział się pojawi i nie zawieszamy bloga. Co to, to nie. Po prostu zrozumcie, że my też mamy wakacje. Liczę na opinię w postaci komentarza z Waszej strony, a tym czasem zmykam. Do następnego. :*