wtorek, 12 marca 2013

18. "No ty to możesz jedynie zrobić mi dobrze."


Jane

Miałam wrażenie, że zaraz spóźnimy się na spotkanie z panią Moore. Jechałyśmy z George taksówką odruchowo patrząc na godzinę - piętnasta , mamy czas. Zastanawiał mnie czy fakt, iż moja przyjaciółka nadal ma gips będzie jakimś problemem, oby nie. Zresztą zdejmuje go pod koniec tygodnia, jeśli wszystko dobrze pójdzie. Na miejscu napotkałyśmy filigranową kobietę, na oko trzydzieści lat z szeroki uśmiechem. Powodzenia - powiedziałam sobie w myślach podając brunetce rękę. Dostaniemy tę pracę, na bank.

Harry

Oparłem się o blat patrząc na brunetkę. Miała wściekły wyraz twarzy i wszystkie czynności wykonywała podburzona. Ale co ja robię nie tak? Przecież nie można przepraszać za uczucia, nie można ich zatrzymywać - to tak jakby próbować na siłę przestać oddychać. Nierealne. Milcząc obserwowałem jej czyny, lustrowałem ciało od dołu do góry.
- Przestań się na mnie patrzeć! - warknęła, cała nabuzowana i spojrzała na mnie wściekle. Podeszła bliżej blatu, przy którym stałem i otworzyła górną szafkę wkładając do niej płatki. Moją uwagę zwróciło to, że gdy wyciągnęła rękę, jej bluzka podsunęła się do góry, a ja spojrzałem w to miejsce, a dokładniej brzuch. Przygryzłem delikatnie wargę i zmieszałem się lekko. Tak jak chciała - nie odzywałem się do niej. Wzruszyłem jedynie ramionami i nadal na nią patrzyłem, tylko mniej intensywnie. Nie rozumiałem tylko tego, że znowu zaczyna mnie odtrącać, chociaż wczoraj sama się na mnie rzuciła. To jest chore.
- Dlaczego się złościsz? - zapytałem cicho, a dziewczyna przeniosła swój wzrok na mnie. - I dlaczego znowu zaczęłaś mnie od siebie odtrącać? - dodałem, a ona głęboko westchnęła poprawiając koszulkę.
- Bo taka właśnie jestem. Może ja wcale nie podzielam tego co ty? - spytała z wyrzutem podchodząc do mnie bliżej. - Może ja wcale nie pragnę cię w żaden sposób? Kiedy to zrozumiesz?
- Może to ty wkońcu zastanów się co robisz. Najpierw mnie całujesz, potem odpychasz, znowu całujesz. Zastanów się! - powiedziałem wkurzony i złapałem rękoma za oparcie krzesła spuszczając głowę w dół. Miałem dość. Miałem tego wszystkiego dość.
- Chcę ci przypomnieć, że zazwyczaj to ty całujesz mnie pierwszy. - odpowiedziała mi szorstko. - Ty dobrze wiesz, że tu wcale o pocałunki nie chodzi! - uniosła głos, kładąc rękę na moim torsie i spojrzała mi w oczy. - Tylko o to, po co to robić, skoro nie jesteśmy pewni swoich uczuć.. - ściszyła momentalnie głos, podkurczając palce na mojej klatce piersiowej.
- Ja wiem co czuję, ale ty chyba nie.. - przeciągnąłem kładąc swoją dłoń na jej i lekko się uśmiechnąłem, jednak ona szybko ją stamtąd wysunęła, odsuwając się o dwa kroki w tył.
- A możemy wrócić do salonu, jakby nigdy nic? Czy naprawdę nie możemy się normalnie zachowywać? - spytała mnie po chwili. - Wrócimy do tej  rozmowy pewnie jeszcze raz, ale błagam na chwilę przestańmy. - wyciągnęła do mnie rękę lekko wzdychając.
- Nie! Mam dość. Rób sobie co chcesz. - syknąłem, odwracając się i przyśpieszając kroku wbiegłem na górę nie zwracając uwagi na innych. Ona się mną tylko bawi i mną mota. Nie pozwolę jej na to. Nie teraz, gdy moje uczucia stały się silniejsze. Usiadłem na łóżku w pokoju gościnnym, prawdopodobnie zajętym przez George - a poznałem to po porozrzucanych czarnych, koronkowych stanikach na podłodze. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i postanowiłem odpowiedzieć na jakiegoś tweeta od fanek. Przeczytałem pierwszy lepszy i znowu pojawiło się to samo pytanie, a mianowicie - kim jest dla mnie Flavie? Myślałem, że zaraz rozwalę tego iPhone'a. Chcę przestać o niej myśleć, to nie mogę. Chciałem zignorować pytanie, ale 90% była o takiej treści. Szybko wystukałem palcami wiadomość i dodałem odpowiedź w nadziei, że dzięki  temu zaprzestanę dostawiania takich pytań. To już były lepsze "Przelecisz mnie?". Naprawdę.


(tł. Nie wiem kim powinna być dla mnie, ale wiem kim nie powinna)  


Westchnąłem patrząc na dodaną odpowiedź i uniosłem kącik ust do góry. Idealnie napisane. 
Wyszedłem z pokoju zadowolony z siebie i patrząc cały czas w telefon, odwróciłem się, wpadając na kogoś. Przekręciłem głowę w tamtym kierunku i jak na złość musiała być to Flavie. Złapałem ją za ramiona by wyminąć i nawet się do niej nie odezwałem. Już nie chodzi o skruchę czy coś. Niech się zdecyduje, bo nie wiem po której stronie jest.
- Tak, a teraz mnie omijaj, bo przecież wyrządziłam ci taką krzywdę.. - mruknęła pod nosem, jednak usłyszałem to i momentalnie stanąłem w miejscu. Odwróciłem się i spojrzałem na dziewczynę, a jej policzki zrobiły się całe czerwone.
- Przecież tego chcesz, bym dał ci spokój. - powiedziałem oschle. Chciała coś powiedzieć, jednak nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego głosu. Machnęła jedynie ręką zwracając się ku swojemu pokojowi. Wzruszyłem ramionami i poszedłem do salonu, gdzie siedzieli chłopcy. Sięgnąłem po jedno z piw stojących na stoliku i zająłem miejsce obok Nialla.
- To co robimy panowie? - spytałem jak gdyby nigdy nic.
- Nie wiem.. gramy w coś? - odpowiedział pytająco, patrząc na wszystkich po kolei, a my pokiwaliśmy potwierdzająco głowami.
- W co? - zapytał tym razem Liam, poprawiając się na fotelu. Zaczęliśmy się zastanawiać w co możemy zagrać, by było śmiesznie i fajnie. - Pytanie czy wyzwanie?
- Okeej.. - przeciągnął Zayn, pocierając chytrze dłońmi i uśmiechnął się głupkowato. - Przyniosę tylko butelkę. - oznajmił, wstając, a zaraz potem zniknął gdzieś w kuchni. Następnie wrócił z butelką wódki i kieliszkami. Nasza gra różni się nieco. Wylosowany musi wypić kieliszek i dopiero wykonuje zadanie lub odpowiada na pytanie, im dłużej gramy, tym bardziej jesteśmy wstawieni i robi się ciekawiej - taka nasza zabawa z pierwszej trasy.
Zayn zakręcał pierwszy. Padło na Louisa.
- Pytanie. - zaśmiał się i uniósł kieliszek wódki, by po chwili go opróżnić.
- Zdradziłeś Eleanor? - spytał Malik, a ten się skrzywił.
- Raz. - odpowiedział wzruszając ramionami. - Tak myślałem, ale okazało się, że to wciąż ona. Ugh. - dodał, a my się zaśmialiśmy. Kolejny raz szkło zakręciło się na panelach i wskazało na Nialla.
- Umm.. pytanie. - zdecydował po chwili zastanowienia i czekał, aż Louis coś wymyśli, w międzyczasie wypijając zawartość kieliszka.
- Jak to naprawdę jest z tobą i George? - spytał z chytrym uśmieszkiem.  Niallowi nie bardzo spodobało się pytanie, ale musiał odpowiedzieć.
- Nijak. Raz mówi, że mnie kocha, raz, że nienawidzi, a jeszcze innym mnie całuje, więc.. - westchnął łapiąc flaszkę i dosyć mocno nią zakręcił. Butelka zatrzymała się na Zaynie.
- Prawda czy wyzwanie? - spytał go blondyn, a Malik zaczął się zastanawiać. Po chwili opróżnił kieliszek wódki i się skrzywił.
- Może być i wyzwanie. - wzruszył ramionami.
- Hmm.. włóż Harry'emu rękę do bokserek. - Horan zaczął śmiać się jak porąbany, a ja spojrzałem zdziwiony na Zayna. Mulat obrzucił chłopaka morderczym spojrzeniem, po czym przerzucił wzrok na mnie, kręcąc przecząco głową, na znak, że tego nie zrobi.
- No Malik dajesz! Nie bądź ciotą! - wydarł się Lou.
- A co jeśli tego nie zrobię? - spytał marszcząc brwi i zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Ale ja się nie zgadzam! - zacząłem się bronić. - Wymyślcie inne zadanie, nie chcę by jego ręka błąkała się po moich jajkach! - dodałem, a reszta wpadła w jeszcze większą salwę śmiechu, tak że Horan ledwo mógł oddychać. Bożee.. jacy oni są porąbani!
- Okeej.. to idź do Flavie i złap ją za tyłek, ale tak wiesz! Porządnie! - blondyn podniósł wskazujący palec mówiąc inną wersję zadania, po czym znowu zwinął się ze śmiechu.
- Siostrę dziewczyny, serio? - spojrzał na blondyna. - Wy to macie zryte banie. - wzruszył ramionami i wstał by pójść do niej do pokoju. Miałem ochotę wywalić Niallowi za to zadanie. Byłem wściekły i modliłem się, by Zayn tego nie zrobił. Automatycznie wstałem za nim.
- Ej! Zaczekaj! - krzyknąłem, podnosząc rękę do góry. - Serio chcesz to zrobić? - dopowiedziałem, doganiając go i spojrzałem na niego wyczekująco. Miałem nadzieję, że jednak odpuści sobie i powie, żeby znowu wymyślili coś innego, ale on tylko przewrócił oczami idąc w kierunku pokoju brunetki.
- Poprzednio jak graliśmy musiałem przytulić Paula i powiedzieć, że jest seksowny. Potem unikał mnie tygodniami. - zaśmiał się. - Zadanie to zadanie. - wzruszył ramionami. Naprawdę mi się to nie podobało. Że ją dotknie. To moja Flavie.. 
Chłopak nacisnął klamkę i wszedł do pokoju bez żadnego problemu, zaraz po tym rozglądając się po pokoju. Oczywiście byłem od razu za nim. Spostrzegłem, że Flavie akurat kucała przy walizce wyjmując jakieś ubrania, a Mulat korzystając z "okazji" podszedł bliżej i położył dłoń na jej tylnej części ciała.
Miałem ochotę go zabić. 
- Przepraszam, gramy w butelkę. - powiedział, zanim dziewczyna go spoliczkowała. 
- Ty masz jakieś braki czy co? Jane ostatnio ci nie dała? - wydarła się, odpychając go od siebie, a ja stałem jak głupek i wszystkiemu się przyglądałem. - Jakby kazali ci mnie przelecieć, to też byś to zrobił?! - krzyknęła, wypychając go z pokoju i pukając go czoło.
- A ty co tu robisz? - spojrzała na mnie. - Też chcesz mnie złapać? No kurwa! - przeklęła siadając na łóżku.
- Nie! Ja już idę. Chciałem tylko zobaczyć i upewnić się czy Zayn wykonał swoje zadanie... - wydukałem, a dziewczyna cała wnerwiona podeszła do mnie, chwytając mnie mocno za rękaw i wskazała na drzwi.
- Idź bawić się dalej w tą chorą grę. - syknęła szarpiąc mnie.
- Nie chcę. - spojrzałem na nią. - Chcę posiedzieć z tobą.
- Ale ja nie, więc łaskawie stąd wyjdź! - ponownie uniosła głos, unosząc rękę do góry, ale ja ją złapałem splatając nasze palce i spojrzałem jej głęboko w oczy.
- Proszę. - uśmiechnąłem się ukazując dwa dołeczki w policzkach. Dziewczyna momentalnie oblała się rumieńcem, a złość która jej towarzyszyła - kompletnie znikła. Przybliżyłem swoją twarz do jej, stykając się przy tym z nią czołem. Chciałem już złożyć na jej delikatnych ustach pocałunek, kiedy ona nagle odwróciła głowę, wyrywając swoje dłonie i usiadła na łóżku, zasłaniając twarz rękoma.
- Przestań mnie całować! - chciała krzyknąć, co jej jednak zbytnio nie wyszło i położyła się na pościeli, odwracając się do mnie plecami. Podszedłem bliżej siadając na krańcu, a ona jeszcze bardziej się odsunęła.
- Uparty jesteś. - mruknęła masując skronie.
- Tylko jak na czymś mi zależy. - wzruszyłem ramionami. - Spójrz, tyle chłopaków masz wokół. - dziewczyna zaczęła się śmiać.
- Tylu? - spojrzała na mnie, a ja przytaknąłem.
- Eddie. - powiedziałem, zaznaczając na palcach chłopaka.
- Znam go jeden dzień, no i pewnie ostatni, bo dzięki tobie się ulotnił. - mruknęła wzdychając i objęła rękoma kolana.
- Neymar. - wymieniłem kolejną osobę.
- Zwykły kolega, którego rzadko widuję. - wzruszyła ramionami i przygryzła wargę. - A no i ma ślicznego synka i NARZECZONĄ.
- Niall. - powiedziałem nie dając za wygraną. Wiadomo, że jej się podobał.
- Owszem, jest ładny, słodki i ma świetny charakter, ale zdałam sobie sprawę, że to tylko przyjaciel. - uśmiechnęła się do mnie.
- Ja.
- A ty.. - przeciągnęła, zastanawiając się. - A ty jesteś Harry.
- Tylko Harry? Naprawdę? Po tym wszystkim? - dopytywałem, nie mogąc uwierzyć, że ona na serio nie przejmowała się naszymi pocałunkami i, że to dla niej nic nie znaczyło.
- Jesteś moim wnerwiającym Harrym. - westchnęła. - Ale ja od początku ci to mówiłam, żebyś mnie nie całował. No, bo co ja mam ci powiedzieć? Że cholernie dobrze całujesz? Że pomimo tego, iż mnie wnerwiasz i to bardzo, ledwo się powstrzymuję od twojego pocałunku? Zadowolony? To chciałeś usłyszeć? - dodała, a ja nie odpowiadając, złączyłem nasze usta nie mogąc się kompletnie powstrzymać. Dziewczyna z początku się opierała, ale nie minęła chwila, a zatraciła się w tym pocałunku tak samo jak ja. Delikatnie przychyliłem ją trochę do tyłu, tak że leżała, a ja opierałem się na dłoniach.


Wieczorem...

Jane

Siedzieliśmy wszyscy przy stole jedząc kolację, a ja co chwilę czułam rękę Zayna na swoim kolanie. Czerwieniłam się za każdym razem, jednak on nawet na to nie patrzył. No tak, ale kto po pół butelce wódki myśli racjonalnie? Na pewno nie mój chłopak. Zresztą reszta chłopaków, oprócz Liama i Harry'ego, nie byli lepsi, śpiąc w pokojach. A Louis, o ile się nie mylę to nawet nie doszedł na górę i wylądował na kanapie. Zostawić ich samych, a po przyjściu zastać trupów.. 
- Przestań. - zaśmiałam się cicho, ponownie odczuwając jak dłoń Mulata przejeżdża po moim udzie. Wracając ze stresującej rozmowy kwalifikacyjnej  myślałam o przyjemnej, gorącej kąpieli i zaśnięciu w wygodnym łóżku, ale jak się okazało chyba nic z tego nie wyjdzie.. A właśnie! Dostałyśmy tą pracę. Zaczynamy od poniedziałku, ze względu na nogę George. 
- Wyglądasz jak Muminek. - stwierdził Mulat, szczerząc się jak głupi. Był nieco wcięty, chociaż do Tomlinsona to mu było daleko. Flavie tylko przybiła z nim przysłowiowego żółwika i zaczęła lustrować moją twarz.
- Muminek, nie ma co. - wzruszyła ramionami, a ja poczułam jak dłoń Zayna przesuwa się do wewnętrznej strony uda. Złapałam ją i przełożyłam na jego nogę, kręcąc głową z niezadowolenia.
- Zayn, idź lepiej się połóż. Zaraz do ciebie przyjdę. - mówiłam do niego jak do dziecka i wskazałam mu placem, w którym kierunku ma iść. - Trafisz nie? - dodałam, patrząc jak zatrzymuje się na chwilę i łapie framugi. 
- No jo.. - wzruszył ramionami, ale już przy pierwszym kroku się przewrócił. Uderzyłam się otwartą ręką w czoło. Z kim ja żyję? Podeszłam do chłopaka i pomogłam mu jakoś wstać, przy czym przełożyłam sobie jego rękę przez szyję. 
- Dokończcie beze mnie, bo pewnie już nie wrócę.. - westchnęłam, wskazując głową na Zayna, który już prawie zasypiał na moim ramieniu. Poczłapałam z nim do sypialni i wręcz rzuciłam go na łóżko. Musiałam pomóc mu się przebrać, bo nie miał siły nawet zdjąć sam bluzki. - Co ja z tobą mam? - spytałam bardziej siebie. Zdejmowałam z niego ubrania dosłownie jak z trupa, zatrzymując się na bokserkach i przykryłam go do połowy kołdrą, przy okazji sama padając zmęczona na łóżko. Chłopak przekręcił się na bok, przyciągając mnie do siebie, jednak ja szybko zdjęłam jego rękę i udałam się do łazienki. Rozebrałam się i wzięłam orzeźwiający prysznic, umyłam włosy i wyszczotkowałam je, owijając się w ręcznik. Następnie wtarłam w ciało olejek kokosowy i założyłam piżamę. 
Wychodząc spojrzałam na Zayna. Spał jak małe dziecko z dłońmi zaciśniętymi na pościeli. Delikatnie odkryłam kołdrę i ułożyłam się wygodnie, oplatając swoją talię ręką Mulata. Zamknęłam oczy, powoli zasypiając.


George 

Już na korytarzu zaczęłam się rozbierać, tak że wchodząc do sypialni miałam jedynie bokserkę i majtki. Nigdy jakoś szczególnie nie przeszkadzał mi wzrok kolegów. Jak ma się ciało to się je pokazuje - no nie? Zamknęłam drzwi od sypialni, a na łóżko zauważyłam Nialla. Siedział z laptopem na kolanach. Widać było, że był podpity, choćby po zaczerwienionych oczach i ogólnym wyglądzie.
- Chyba pomyliłeś pokoje. - syknęłam podchodząc do niego.
- Nie wydaje mi się.. - przeciągnął, patrząc się na mój biust, a ja poczerwieniałam ze złości. - ..chociaż.. - wydukał, unosząc wskazujący palec i zamyślił się na chwilę. - Ale nie.. to na pewno tutaj miałem spać..
- Wypierdalaj. - warknęłam, a chłopak pociągnął mnie za nadgarstki. Wtedy plunęłam mu w twarz. Furia jaka go ogarnęła była nie do opisania, rzucił mnie na łóżko, że uderzyłam plecami o oparcie. Strzeliłam go z pięści w twarz, na co on zaczął mną szarpać.
- Nie będziesz sobie pozwalała! - uniósł głos, a ja wplotłam rękę w jego włosy, co również uczynił  i on. Ścisnęłam je w dłoni, szarpiąc w każdą stronę. - Dziwka! - prychnął, łapiąc moje nadgarstki i chociaż był pijany to miał więcej siły niż zwykle, bo ścisnął je tak mocno, że zobaczyłam jak miejsce, w którym uciska, bieleje skóra. Kopnęłam go z całej siły w krocze, tak, że momentalnie mnie puścił i złapał się w to miejsce.
- Zamilcz sukinsynie. - warknęłam całkowicie zła. - Ty to dużo możesz.
- No ty to możesz jedynie zrobić mi dobrze. - prychnął, a ja nie wytrzymałam i zaczęłam okładać go pięściami. Nie był mi dłużny, bo szarpał mną i ściskał, chociaż nie uderzył mnie. - Uspokój się, suko! - warknął, przyciskając mnie do łóżka i lekko zdyszany, pochylił się nade mną, patrząc prosto w oczy. - Puszczę cię, ale pamiętaj, że jesteś tylko zwykłą ździrowatą George, która gówno może. - dodał, rozluźniając uścisk. Wstał i wychodząc pokazał środkowy palec.
- Dupek! - syknęłam pod nosem poprawiając ubrania. Nienawidzę go. Każda cząsteczka mojego ciała go nienawidzi. Ale ja mogę tak do końca, mogę go sponiewierać tak samo jak on mnie. Gówno mogę tak? Zobaczymy skurwysynie.



Następnego dnia...



Wstałam z lekkim nieogarem na głowie. Nie zważając nawet na to, że jestem w samych majtkach i bokserce zeszłam na dół, gdzie Jane i Liam pichcili śniadanie.
- Siemasz - powiedziałam ziewając i padłam na blat. - Dzisiaj idziemy się rozglądać z mieszkaniami, nie? - spytałam walcząc z oczami, które mimowolnie mi się zamykały. Jane Kwinęła głową, a ja cicho westchnęłam. Trochę włosy bolały mnie od tamtej wczorajszej szarpaniny, ale mniejsza...
Podreptałam do salonu i wskoczyłam na kanapę by włączyć stację muzyczną która mnie rozbudzi. Oczywiście dałam głośność na maksa, kanał - MTV Rock. Zaczęłam energicznie potrząsać głową, w ogóle zapominając, ze jeszcze przed chwilą byłam ledwo żywa. 
- Ścisz to! - warknął ktoś za mną. A kto? Oczywiście kochany, przecudowny, przepiękny Horan. Czujecie sarkazm, prawda? Zignorowałam go, a nawet nieco pogłośniłam muzykę. - Wyłącz to, kurwa! - krzyknął, przecierając oczy jedną ręką, a drugą wyrwał mi pilota, wyłączając telewizor. Z zadowoleniem pokierował się do kuchni, a ja zacisnęłam pięści ze złości. Siedziałam jeszcze chwilę patrząc w czarny ekran telewizora, aż podniosłam się i ruszyłam w tym samym kierunku, który obrał przed chwilą blondyn. Chłopak siedział właśnie i konsumował płatki. Podeszłam do niego i prawą ręką spowodowałam, że jego twarz znalazła się w misce. Parsknęłam i uśmiechnęłam się z satysfakcją, podczas gdy chłopak patrzył na mnie z twarzą i włosami w mleku. Gdzieniegdzie miał nawet przyklejone płatki.
- Mnie nie wyłącza się muzyki. - powiedziałam spokojnym, aczkolwiek stanowczym tonem i zacisnęłam zęby. - Nie pozwalaj sobie..
- Suka! - syknął, patrząc na mnie lekceważąco i podszedł do zlewu, aby zmyć z twarzy to co się na niej obecnie znajdowało, czyli jego śniadanie. Zaśmiałam się, nalewając sobie soku i usiadłam wygodnie przy stole. Miałam szczęście, że akurat nikogo tu nie było, bo zapewne już dostało by się nam obojgu. 
- Tak mi przykro, że aż wcale. - wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po jabłko znajdujące się w koszyczku. Chłopak podszedł do mnie, złapał za szklankę soku, którą położyłam obok i wylał mi ją prosto na głowę. Zagotowało się we mnie. Wstałam równając się z nim wzrostem i spojrzałam wściekła. Strużki soku pomarańczowego spływały po mojej twarzy jak deszcz. Miałam zamiar uderzyć go z otwartej ręki, jednak on jak zwykle złapał mój nadgarstek i mocno go ścisnął.
- Nawet się nie waż! - wycedził przez zęby, puszczając i udał się do wyjścia. Przeklęłam go pod nosem i poszłam się wykąpać, bo cała lepiłam się w owocowej cieczy. Jak ja go nienawidzę! Najchętniej to sprzedałabym mu kilka pięści w twarz, wyzwała od najgorszych, a potem chciałabym by zniknął z mojego życia. Przyjechałam do Jane i Flavie, a nie do jakiegoś pedała z odrostami na głowie. 

***

Ogarnięcie się, zajęło mi niespełna godzinę. Musiałam się przecież wykąpać, wysuszyć włosy, uczesać, zrobić makijaż i ubrać się by wyglądać nieziemsko. Miałyśmy z dziewczynami udać się na przegląd mieszkań, a pogoda nie wyglądała na za ładną. Mimo tego założyłam jedynie skórzane krótkie spodenki, porwane rajstopy, czarne Grindersy, moją ulubioną bluzkę Nirvany i ciemną, nieco przetartą jeansową kurtkę również z logiem Nirvany. Człowiek od mieszkań okazał się być pięćdziesięcioletnim mężczyzną o imieniu Sedrick. Jedynym plusem było to, że na szczęście odnajdował się w tym samym stylu muzyki. Pierwsze lokum jakie nam przedstawił znajdowało się niedaleko centrum, w jednym z tutejszych apartamentowców. Okolica ładna, pozostało zobaczyć jak jest w środku.
- Cztery sypialnie, salon, kuchnia i dwie łazienki. - powiedział mężczyzna oprowadzając nas po mieszkaniu. Było dość spore, miało dziewięćdziesiąt cztery metry kwadratowe i tarasik. Koszt wynajmu wynosił tysiąc dwieście funtów tygodniowo, czyli nie jest tak źle. Jak na Londyn, taką wielkość i oddalenie od centrum to powiedziałabym nawet, że bardzo dobrze. Potem trafiłyśmy do dość starej kamienicy na Holloway.
- Trzy sypialnie, salon, kuchnia, dwie łazienki, plus poddasze. - odezwał się Sedrick, podczas, gdy my dokładnie patrzyłyśmy na wnętrze. Jeśli chodzi o okolice to nie była zła. Z zewnątrz budynek wyglądał dość staro, ale w każdym bądź razie schludnie. - Za poddasze nie trzeba płacić, jest gratis. - dopowiedział pan, gdy znalazłyśmy się na miejscu, o który mówił. Poddasze było dość spore. - Zapomniałbym, piwnica też jest, tylko że muszę was ostrzec. Jest tam nieco wilgotno, a schody są strome.
I ostatnie mieszkanie. Znaczy się.. było ich więcej, ale nie warto wspominać.
- Cztery sypialnie, dwie łazienki, kuchnia połączona z salonem, taras. Razem tysiąc dwieście metrów kwadratowych. - podsumował mężczyzna. Był to dom, położony na Oakley Road. Spokojna okolica. Koszt wynajmu wynosił tysiąc sześćset tygodniowo, ale mieszkanie było utrzymane w dość dobrym stanie. Dość nowoczesnym. Musiałyśmy wybrać. Apartament na Shepperton, kamienica na Holloway lub domek na Oakley. Nawet już nie chodziło o koszta. Dziewczyny mają przecież fundusz po rodzicach, moi też nie narzekają na braki. Dostałyśmy dobrze płatną pracę, a jak będzie nadal brakowało nam, to zawsze możemy wynająć komuś pokój.
- Ej, to jak? - spytałam dziewczyny siedząc na schodach ostatniego domku. - Co bierzemy?
- Ten apartament jest genialny.. - rozmarzyła się Flavie, przeczesując ręką włosy i popatrzyła na nas. - A ty jak sądzisz Jane? Które weźmiemy? - dodała, przyglądając się siostrze, która była zbyt pochłonięta odpisywaniem na esemesy. Zapewne od Zayna, ale pomińmy to.
- A mi ten dom. - wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie groźnie, gdy wyrwałam jej telefon.
- A mi podobało się w tamtej kamienicy. - westchnęłam. Każda chciała co innego. - A pan co poleca?
- Tak jak mówi Jane, myślę, że ten dom jest najlepszy. - uśmiechnął się do mojej przyjaciółki, mówiąc jej po imieniu, ale ona nawet tego nie zauważyła, bo jak głupia uśmiechała się do smartphone'a, a ja zakryłam jej ekran przekręcając podbródek w stronę Sedricka.
- Dobra. Bierzemy. - podjęła za nas decyzję, a my przytaknęłyśmy. Podobno najszybsze decyzje są najlepsze. Pojechaliśmy tam obejrzeć wszystko jeszcze raz, a Sedrick wyjął część papierów do podpisania, resztę aktów będziemy musiały spisać jutro.

***
Shecky, Taiga.

Rozdział osiemnasty! Kurcze, wiem że chcieliście by pojawił się on w weekend, ale nie miałyśmy po prostu czasu. Ja jestem chora, Shecky też nie czuje się najlepiej. Myślę, że sami rozumiecie. (: W tym rozdziale strasznie podoba mi się scena, a raczej sceny pomiędzy George, a Niallem, ale to tylko moje zdanie (: Swoją opinię możecie wyrazić w komentarzu (:
Ja ich wręcz kocham, oni są genialni. I ten zazdrosny Harry.. ohh.. :D Dobra, mi się rozdział podoba jak najbardziej, a Wam?
*apsik* Ja też jestem ciekawa :) Więcej chyba nie ma co się rozpisywać, a przynajmniej z mojej strony :) 
Ja też kończę, czyli do następnego pa. : **
Paa. :*

niedziela, 3 marca 2013

17. "Nic nie narobiłem, to bardziej ty przeżywasz to, że twój Eddie wyszedł i nie powiedział ci nawet pa."

Jane

Weekend minął nam naprawdę szybko. Resztę soboty spędziliśmy na oglądaniu filmów i jedzeniu, natomiast w niedzielę chłopcy musieli wyjechać i wrócili dopiero w nocy, więc miałyśmy babski wieczór.
Dzisiaj jest dzień przeprowadzki do Londynu, ale jakoś nie potrafimy się zebrać. Takie uroki pomocy One Direction.
- Louis oddaj mi te ubrania. - wrzeszczałam ganiając po całym domu państwa Malik. Jak na złość musiał mi uprzykrzać wszystko.
- Pasuje mi, co nie? - zapytał przelotnie Harry'ego, przykładając do siebie moją różową bluzkę. Biegałam za nim dopóki się nie wywróciłam, zaczepiając nogą o dywan.
- Tomlinson! Zabije cię! - krzyczałam, łapiąc się za bolącą nogę. - Czemu ja muszę żyć z takimi ludźmi? - spojrzałam w sufit, ale nie usłyszałam odpowiedzi. - Louis no, mogę ci zawsze ją pożyczyć, ale daj mi się spakować!
- Ja ją chcę na zawsze. - odkrzyknął, a ja uderzyłam się z otwartej ręki w czoło. Przekręciłam głowę i patrzyłam jak reszta zwija się ze śmiechu.
- Cieszę się. - wypaliłam i wyrwałam mu ją, by chwilę potem znalazła się w mojej walizce. Reszta była już spakowana. Tylko załadować do samochodu i gotowe. Ale zapewne i to będzie trudne.

***

- Daj mi tą walizkę! - znowu się wydzierałam, bo tym razem Niall musiał mnie wkurzać uciekając z moimi rzeczami. - Oddawaj! - krzyczałam, biegnąc ile sił w nogach, aby go dogonić i mu przywalić. Wskoczyłam mu na plecy, a blondyn nie złapał równowagi i runął razem ze mną na ziemię. Na szczęście byliśmy jeszcze w domu, bo zapewne nie skończyłoby się to tak łagodnie. Ciągnęliśmy się nawzajem za ubrania, ja wplątałam mu nawet rękę o włosy, podczas gdy walizkę przejął Liam.
- Oh, jak dobrze, że ją złapałeś. - powiedziałam na chwilę odsuwając się od blondyna, ale Liam tylko się uśmiechnął i zwiał. - Nie wiedziałam, że taki jesteś! - krzyknęłam za nim, co wyglądała jak ta scena z filmów romantycznych, gdzie główna bohaterka dowiaduje się przykrej prawdy o swojej miłości. Odwróciłam się do Horana patrząc na niego wrogo, bo widziałam jak skręca się ze śmiechu. Podeszłam bliżej niego i pochylając się nad nim, walnęłam go mocno w ramię.
- Ała! - zawył, łapiąc się za bolące miejsce, a ja uśmiechnęłam się dumnie udając się w pogoń tym razem za Payne'm.
- Pozabijam was wszystkich! - darłam się na cały dom i na dodatek miałam szczęście, że rodziców Zayna nie było już dawno w domu. - Wszystkich naraz! - dodałam biegnąc jak oszalała za chłopakiem, który trzymał w rękach moją własność. Już prawie go miałam, gdy ten przerzucił ją w ręce mojego chłopaka. Uśmiechnęłam się zwycięsko i podeszłam do Zayna, ale ten szybko przerzucił ją i zawędrowała do Harry'ego. - A wy mogłybyście mi pomóc! - krzyknęłam do dziewczyn siedzących na kanapie, ale te kompletnie mnie olały. - Dzięki. - kiwnęłam głową. - Odwdzięczę się. - dodałam i spojrzałam na Malika. - A ty się do mnie nie odzywaj! - krzyknęłam wskazując na niego palcem i rzuciłam się na zdezorientowanego Stylesa. - Oddaj ją dobrowolnie, bo zrobię ci krzywdę! - powiedziałam całkiem poważnie, mając już kompletnie dość latania za tymi debilami po całym mieszkaniu za MOIMI rzeczami. W końcu utknął w ślepych zaułku, a ja cała wnerwiona uśmiechnęłam się do niego.
- Nie bij mnie, ja mam plany na przyszłość! - zaczął piszczeć zasłaniając się. - Trafisz za to do więzienia.
- Nikt się nie dowie. - uśmiechnęłam się podstępnie i zakasałam rękawy. Tak naprawdę miałam bluzkę na krótki rękaw, ale to tak fajnie wygląda.
- Dobra, dobra masz! - krzyknął przerażony, rzucając w mnie torbą. Odwróciłam się na pięcie i z uśmiechem na ustach szłam przed siebie, kierując się do wyjścia.
- Daj, pomogę ci. - powiedział Zayn, gdy ja już otwierałam drzwi.
- Nie, dziękuję. - wytknęłam mu język. - Ty zdradziecka szujo.
Podbiegłam do samochodu i wepchnęłam bagaż do środka, aż ledwo się zamknęło. Pozostało tylko zwołać wszystkich i pojechać. A i tak chłopcy nie jadą z nami, tylko Zayn i Louis. Reszta dołączy wieczorem.
- Możecie tu przyjść? - krzyknęłam doskonale wiedząc, że i tak im to trochę zajmie. Mają przecież lepsze zajęcia jak oglądanie telewizji i ganianie po domu..
- Już! - odpowiedziała mi moja siostra, a ja oparłam się o samochód, wyjmując z kieszeni papierosy. Odpaliłam jednego i zaciągnęłam się porządnie, czekając, aż cała hołota ruszy swoje zacne cztery litery i wreszcie pojedziemy.
- Powinnaś rzucić, bo jeśli tak dalej pójdzie to szybko umrzesz. - stwierdziła Flavie patrząc na mnie z przekąsem. Miała na sobie szarą bluzę z namalowaną buzią kota, jasną jeansówkę i przypałowe białe dresy z jakimiś krabami. 
- Masz rację. Przestanę jak umrę. - wypuściłam dym z ust przed siebie i strąciłam popiół na podjazd.
- Dobra dziewczynki, jedziemy. - Lou zaczął wywijać kluczykami i podszedł bliżej nas. - Dalej jesteś zła? - zrobił smutną minkę, a ja wywróciłam oczami wsiadając do samochodu. Nie będę z nim gadać, niech się wypcha. Usiadłam na tylne siedzenie i westchnęłam ciężko. Obok mnie zajęła miejsce George i Flavie, natomiast Zayn usiadł z przodu, a Louis na miejscu kierowcy.
- Papa, Bradford. - szepnęłam pukając palcem o szybę i uśmiechnęłam się lekko. I tak nie wyjeżdżam stąd na zawsze. Mamy tutaj dom, tyle że do remontu, no i państwa Malik.
- Waliyah! - wrzasnęła moja siostra, wybiegając z samochodu i rzuciła się na przyjaciółkę. Spojrzałam na nie i mimowolnie łza spłynęła po moim policzku. Ściskały się chyba z dwie minuty, ale należy się im. Ja jedynie przytuliłam każdą z dziewczyn, a chłopców tylko pożegnałam, bo wkońcu dołączą wieczorem. Zamknęłam z powrotem drzwiczki i oparłam głowę o siedzenie.
- Długo jeszcze będziesz obrażona? - spytał Louis, patrząc na mnie w lusterku. Odwróciłam wzrok, zakładając ręce na piersiach. Może i wyglądałam jak jakaś małolata, która obraża się o byle co, ale to nie on musiał biegać za debilami, którzy zabrali mu jego rzeczy.
- Przejdzie jej. - stwierdził Zayn włączając stację muzyczną.
- Zakładam, że wytrzyma do osiemnastej. - odezwała się moja siostra.
- A ja myślę, że jak wysiądziemy, będzie się odzywać. - powiedział Louis. - O co się zakładamy?
- O to, żebyś wkońcu zmądrzał! - krzyknęłam, a reszta przerzuciła na mnie wzrok, śmiejąc się jak głupi.
- Wygrałem, wygrałem! - cieszył się Tomlinson. - Co za to dostanę? - dodał wyjeżdżając z podjazdu. Widziałam jak mu się ryjek cieszy z tego powodu.
- Wcale, że nie wygrałeś! Powiedziałeś, że jak wysiądziemy, a my dopiero wyjeżdżamy! - wydarła się mu do ucha moja siostra, a on podskoczył na siedzeniu.
- Ale moja wersja jest bliższa, przykro mi. - odpowiedział jej cicho i spokojnie, a przy tym uśmiechał się zwycięsko.
- Tak sobie mów. - fuknęła brunetka, zakładając ręce na piersi.
- Nie chcę się wtrącać w tą jakże niezwykłą konwersację, ale moim zdaniem to Zayn wygrał. Sami spójrzcie, nie określił dokładnej godziny, ani daty, więc wygrał. - do rozmowy włączyła się George próbując mówić jak jakiś filozof, a ja śmiałam się pod nosem. - A, że ja nie brałam udziału w waszej chorej grze, wygrywam cokolwiek jest nagrodą. - uśmiechnęła się triumfalnie patrząc po kolei na każdego.
- Nie taka była umowa. Mam prawników. - zaczął wybraniać się Louis.
- Ale nie było żadnej umowy..
- Louis pogódź się z przegraną. - prychnęła czarnowłosa, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka. Ten tylko się naburmuszył, a ja wybuchłam śmiechem.
Nawet nie wiem, kiedy te trzy i pół godziny minęło. Nim się obejrzałam, byliśmy już w Londynie. Wczoraj umówiłam się na oglądanie mieszkań, ale dopiero wieczorem, dlatego póki co jedziemy do apartamentu Zayna. W dodatku ja i George mamy to spotkanie o szesnastej, a jest już po czternastej.
- Flavie, to że przez cały wrzesień nie chodziłaś do szkoły, nie oznacza, że dalej tak będzie. Jutro obejrzymy się za jakąś w pobliżu domu, tylko najpierw musimy go jeszcze mieć. - odezwałam się, gdy Tomlinson parkował w podziemnym parkingu.
- Tak, super, ale się cieszę. - moja siostra udawała zadowolenie, wywracając oczami i jako pierwsza wysiadła z samochodu. Podeszła do bagażnika, aby zabrać stamtąd swoje rzeczy, a gdy go otworzyła to prawie wszystko zaczęło się wysypywać, więc Louis pobiegł jej pomóc. - Pieprzone torby! Walizki i inne takie gówna! - bulwersowała się, okładając swój bagaż nogami.
- Ale spokojnie, bo będą miały siniaki. - złapał ją za ramiona i odciągnął. - Sadystka.
- Wiesz, czasami zastanawiam się dlaczego żyję z takimi ludźmi. - zaśmiał się Zayn, obejmując mnie w talii.
- Bo odezwał się ten najnormalniejszy. - syknęłam i wyrwałam się z jego uścisku, biorąc swoje walizki. Spojrzał na mnie zdziwionym, a zarazem smutnym wzrokiem, jednak ja na to nie zareagowałam i szłam przed siebie. - Zdradziecka szuja. - dodałam, gdy ten ponownie do mnie podbiegł, chcąc zabrać ode mnie parę rzeczy.
- Jesteś przesłodka, gdy udajesz obrażoną. - puścił mi oczko, a ja przewróciłam teatralnie oczyma. Nigdy jeszcze nie byłam w jego mieszkaniu, zresztą spaliśmy wszyscy w hotelu podczas ostatniego pobytu. Ciągnęłam za sobą dwie walizki i szłam prosto do windy, w której już czekali przekomarzający się Louis i Flavie. George powolnie wlokła się za nami, a Zayn dotrzymywał mi kroku i co chwila podśmiewał się z mojej upartości. Za każdym razem wystawiałam mu niewdzięcznie język i szłam dalej.
- No weeź.. - mój chłopak znowu zaczął mnie szturchać. - Nie wytrzymasz długo. - dodał, oplatając mnie swoim ramieniem. Westchnęłam cicho i wtuliłam się w niego mocniej. - I co? Mówiłem. - wypiął dumnie pierś, a ja wytknęłam mu język.
- Dobra, dobra. - mruknęłam. - To było do przewidzenia, a teraz chodźmy. - cmoknęłam go w rozgrzany policzek i zeszłam do windy. Louis zaczął przyciskać wszystkie możliwe guziki jak porąbaniec tłumacząc "Dłuższa jazda windą jest efektowniejsza". Na szczęście nikt nie jechał z nami, więc nikt nas nie ochrzanił.  W sumie nawet nie wiedziałam, na jakie piętro jedziemy.
- Louis wciśnij wkońcu dobry przycisk, bo ukręcę ci łeb. - krzyknął mój chłopak, patrząc na poczynania Tomlinsona, któremu nawet się nie śniło, aby przestać. Wkońcu udało się go nam namówić i nacisnął magiczną szóstkę, a my biliśmy mu brawo, by poczuł się doceniony. Zaczęliśmy iść na koniec korytarza, aż dotarliśmy pod jasne, dębowe drzwi. Zayn wyjął klucz i zaprosił nas do środka. Nie powiem, opadła mi trochę szczęka. Jego mieszkanie było ogromne, świetnie i nowocześnie urządzone, a do tego salon i kuchnia całkowicie przeszklone, dając niesamowity widok na okolicę. Apartament musiał kosztować fortunę, ale jak się ma to nic dziwnego.
- Zakochałam się.. - stwierdziła Flavie mrugając oczami, a stała dopiero w przedpokoju i nie mogła się dalej ruszyć. George natomiast leniwie obejrzała wszystkie pomieszczenie i podsumowała wszystkie : Jest okej. Dom, w którym razem z moją siostrą mieszkałyśmy, gdy jeszcze rodzice żyli był również nieziemski, ale nie tak. Czarnowłosa też nie miała zwyczajnego domu, wkońcu jej ojciec jest wpływowym biznesmenem, ma brata piłkarza i mamę, która jest modelką. No była.. jakieś piętnaście lat temu.
- Nie jest źle, moje mieszkanie jest lepsze. Zobaczycie, jak mnie odwiedzicie. - zaśmiał się Louis, ale brzmiało to poważnie. - Eleanor ma gust!
- Tak, Eleanor ma wszystko.. - westchnęłam i zrobiłam parę kroków w przód, aby zobaczyć resztę pomieszczeń. Nienawidziłam rozmawiać o tej dziewczynie, chociaż i tak, gdy jest w naszym towarzystwie to staram się jej nie wygarnąć. Na szczęście rzadko się z nią widuję, bo jest zapracowana.
- Ja mogę spać tutaj! - wrzasnęła moja siostra, która w mgnieniu oka znalazła się w salonie, w którym Louis odłożył walizki. Leżała na wszystkich torbach i wyginała się szczerząc jak popapraniec. Musiałam zrobić jej zdjęcie. 


- Może pokażę wam gdzie zanocujecie dzisiaj? - zaproponował Zayn.. W sumie i tak wiadomo, że ja zasnę tam gdzie on, ale chcę zobaczyć wszystkie pomieszczenia.
- A, więc to będzie pokój Flavie. - powiedział, otwierając drzwi do beżowego pokoju. Moja siostra, aż zaniemówiła, bo stała z ręką przytkniętą do ust. Na środku stało całkiem bialuteńkie, ogromne łóżko, przy nim dwa kawowe stoliczki nocne, na prawo komoda w tym samym odcieniu, a równolegle do niej ogromne, nieco przyciemnione okno z widokiem na Tamizę. Że nie wspomnę o ślicznej plazmie, która również znajdowała się w tym pokoju, a to przecież tylko sypialnia gościnna.
- I, że tutaj jest takich więcej? - zapytałam, cały czas mając szeroko otwarte oczy. Byłam naprawdę pod wielkim wrażeniem.
- No są trzy pokoje gościnne, sypialnia, garderoba, dwie łazienki, kuchnia i salon.. - przeciągnął Zayn, jakby nie było to dla niego nic nadzwyczajnego.
- Ale jakie one są.. - zaczęła się zachwycać moja siostra, która już wtulała się w pościel. Zostawiliśmy ją i poszliśmy dalej, wskazać pokój George, która mimo gipsu na nodze - chodziła normalnie, bez kul. Jedynie zabawnie kuśtykała kląć pod nosem, gdy noga się jej przypadkowo omsknęła.
- A to twój pokój. - mój chłopak otworzył drzwi do kolejnego pomieszczenia, w którym miała przebywać tymczasowo moja przyjaciółka. - Myślę, że jest dosyć duży. - dopowiedział pomagając jej z walizką. Był nieco większy niż pokój, w którym miała nocować Flavie, miał dodatkowo biurko, dużą szafę i bieżnię - idealnie na jej stan zdrowia, jeśli czujecie ten sarkazm. W pokoju znajdował się również wielki fotel. Całkiem przytulnie, a zarazem klasycznie i nowocześnie.
- Odpowiada mi. - odezwała się George, tak jakby to ona miała decydować czy tu zostanie czy nie.
- Na całe szczęście.. - mruknął pod nosem Mulat, gdy czarnowłosa zamykała za sobą białe drzwi.
- A nasz pokój? - zapytałam, a on tylko uśmiechnął się szeroko i zabierając ode mnie bagaż, drugą ręką splótł nasze palce, ruszając w stronę pomieszczenia, w którym najprawdopodobniej będziemy spali. Była to ogromna, jasna sypialnia z okrągłym łóżkiem na środku, napisie ze świateł "I still remember eclipse of moon when we had met", na jednej ścianie przywieszone różnorakie zdjęcia z chłopcami oraz rodziną, a przy równoległej ścianie wejście do oddzielnej łazienki z wielką trójkątną wanną.
- I jak? - spytał mnie, kładąc walizki na łóżku i rozglądając się po wnętrzu pokoju. - Jeszcze nie jest wykończony, rzadko tu bywam.
- Jest niesamowity. - zacięłam się, siadając na miękkiej narzucie łóżka i delikatnie przejechałam po niej dłonią. - Pięknie tutaj. - dodałam, rozglądając się dookoła z uśmiechem na ustach. - To co robimy? - przeciągnęłam, wkońcu kładąc się na łóżku i patrząc w sufit. Było dopiero wczesne południe. Na szesnastą jednak byłam umówiona z George, potem ten pan od mieszkań i jeszcze trzeba złożyć podanie do szkoły dla Flavie. Wszystko oczywiście na mojej głowie. Zayn podszedł bliżej, pochylając się nade mną i pocałował mnie lekko w usta, po czym położył się obok.
- Mam nadzieję, że dostaniesz tą pracę. - uśmiechnął się, przekręcając głowę w moją stronę, a ja uczyniłam to samo, patrząc w jego ciemne tęczówki.
- Ja też, jestem dobrej myśli. - uśmiechnęłam się do niego i trąciłam nosem jego nos, przy okazji muskając jego usta. - Zauważyłeś, że Flavie i Harry bardzo się do siebie zbliżyli? - zapytałam go, łącząc nasze dłonie i nadal wpatrywałam się w jasny sufit, czekając na odpowiedź chłopaka.
- No.. ale to chyba dobrze, może Hazza wreszcie się ustabilizuje. - pokazał mi koniuszek języka i odgarnął kosmyk włosów, błąkający się po mojej twarzy. Zagryzł lekko dolną wargę, przez co wywołał u mnie lekkie, przyjemne dreszcze. Położyłam rękę na jego policzku, całując ciepłe usta, a za chwilę znalazłam się na nim. Subtelnie i delikatnie pieściłam jego usta, co chwilka nieco je ściskając i uśmiechałam się poprzez pocałunki. Jego niepowtarzalny smak, zmieszany z nikotyną stał się dla mnie jak narkotyk i jestem pewna, że gdyby zabrakło mi jego ust - tęsknota by mnie zabiła. Może to głupie, bo jesteśmy stosunkowo ze sobą krótko i mamy dopiero po dziewiętnaście lat by myśleć o takich rzeczach, ale tak właśnie czuję. A chyba nikt nie zabrania nam okazywać uczuć, prawda?
- Kocham cię, Jane.. - wyszeptał pomiędzy pocałunkami i przy tym słodko się uśmiechnął, a ja ścisnęłam mocniej jego ciemną koszulkę, przyciągając go do siebie. Miałam tą świadomość, że to co mówi jest prawdziwe i niech ktoś mi wmawia, że jest inaczej - swoje wiem.
- Też cię kocham. - odpowiedziałam, zanim ponownie zatopiłam się w jego rozżarzonych wargach.
- Matko.. a wy znowu.. - usłyszałam głos mojej siostry i szybko oderwałam się od Mulata, podpierając się na łokciach. Popatrzyłam na nią z rumieńcami na policzkach, a ona wywróciła tylko oczami. Była już normalnie ubrana (czyt. nie miała tych piżamowych dresów) - Idę na miasto, chcecie coś? - dodała, zakładając ręce na piersiach i oparła się o framugę, w czasie gdy Zayn poprawiał swoją bluzkę.
- Możesz kupić coś na kolację, tylko się nie zgub. - powiedział poprawiając włosy.
- Tylko się nie połknijcie. - moja siostra puściła nam oczko, po czym zaczęła się śmiać, kręcąc głową. Spojrzałam na Zayna, a on ponownie się na mnie rzucił, zaczynając całować.

Flavie

Błądziłam po Londynie rozglądając się dookoła i trzęsąc z zimna. Niestety jestem za mało inteligentna i ubrałam się stanowczo za cienko. Weszłam do Asdy w celu zrobienia zakupów, chociaż nawet nie wiedziałam co wziąć i ile mam kasy przy sobie. Jakoś nie cieszę się z faktu, że będę musiała chodzić do szkoły. Poprzedni rok trochę olałam, a w tym pojawiłam się tylko dwa razy, także sporo do nadrobienia. Zaczęłam chodzić po całym sklepie bez sensu, bo nie miałam pojęcia co kupić, ale tutaj było chociaż ciepło. Sięgałam - jak się okazało - po ostatnie opakowanie moich ulubionych płatków, w tym samym momencie co jakiś brunet. Niestety był wyższy ode mnie i pierwszy zgarnął paczkę, wkładając ją do koszyka, a ja spojrzałam na niego wrogo.
- Wiesz.. dziewczynom się ustępuje. - mruknęłam próbując wyjść na miłą osobę, ale jeśli chodzi o jedzenie to nikt nie może mi go zabrać.
- Och, przepraszam, ale wiesz.. ja też lubię te płatki i jakoś nie za bardzo chcę ci je oddać. - odpowiedział, udając poruszenie sytuacją i założył ręce na klatce piersiowej. Na jego słowa jedynie prychnęłam i miałam zamiar sięgnąć do jego koszyka po wspomnianą wcześniej rzecz, jednak chłopak złapał mój nadgarstek, patrząc mi prosto w oczy.
- Umrę jak nie zjem tych płatków. Jestem chory. - odezwał  się zupełnie poważnie.
- Jaka choroba ma na celu jedzenie płatków owocowych? - zmarszczyłam czoło.
- Płatczyca, poszukaj w internecie. - odpowiedział mi próbując ukryć śmiech, co średnio mu się udało, a ja wykorzystałam to i wyjęłam opakowanie płatków z jego  koszyka.
- Oddaj je. - wyciągnął dłoń w moim kierunku, a ja "przytuliłam" kolorowe opakowanie bardziej do siebie, wytykając mu język.
- Przykro mi, kiedyś ci odkupię. - puściłam mu oczko i pocałowałam wierzch płatków.
- Ale ja chcę te, zrozum, że ja przez nie umrę.. - przeciągnął i zacisnął dłonie na szyi, wytykając język. Zaczął udawać, że się dusi, a inni ludzie patrzyli na niego jak na wariata, natomiast ja zaczęłam się śmiać.
- To by było straszne, gdybyś umarł. - westchnęłam z pełnym przerażeniem i ponownie zaczęłam się śmiać. - Flavie. - wyciągnęłam rękę, natomiast drugą nadal zaciskałam pudełko.
- Edward, ale mów mi Eddie. - uśmiechnął się, zaciskając moją dłoń. Chłopak, gdy tylko rozłączył nasze ręce, zabrał z półki inne płatki. - Wezmę te, ale jak za parę dni wyląduje na cmentarzu to będzie twoja wina. - dodał, podśmiewając się pod nosem.
- Zapamiętam, Edwardzie.
- Eddie.
- Tak, tak. - poprawiłam się i zaczęłam wkładać do swojego koszyka inne produkty z tego działu.
- Jesteś stąd? - brunet zapytał nagle, gdy brałam pepsi. Odwróciłam się do niego, kręcąc przy tym przecząco głową. - Po akcencie i imieniu, tak sądziłem.
- Jestem z Francij, rok mieszkałam w Bradford, no, a teraz padło na Londyn. - wytłumaczyłam spokojnie. Chłopak kiwnął głową na znak, że rozumie i podjechał wózkiem bliżej mnie. Poczułam wibracje w prawej kieszeni i wyciągnęłam telefon, patrząc na wyświetlacz. Harry? A co on ode mnie chce?
- Tak? - powiedziałam niewyraźnie, uśmiechając się do Eddiego.
- Co robisz? - zapytał wyraźnie uradowany, a mi mimowolnie na twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. Cicho westchnęłam, sięgając po czipsy. Spojrzałam na zawartość swojego koszyka i jak się okazało na razie cały wypełniony był tylko fast-foodami.
- Robię zakupy i uśmiercam pewnego człowieka. - odezwałam się, jakby to było normalne. Brunet stojący przede mną zrobił tylko smutną minę i sięgnął ręką po pudełko, na co uderzyłam go w rękę i pomachałam mu palcem.
- Mam się bać? Tylko, żebyś dostała w zawieszeniu, bo nie chcę cię odwiedzać w więzieniu. - zaśmiał się, a ja popatrzyłam na chłopaka, który stał i nad czymś się zastanawiał.
- Spokojnie, nikt nie dowie się o jego śmierci. - puściłam oczko do Eddiego, ale ten to zignorował i cały czas nad czymś intensywnie rozmyślał.
- Wiem! Ty jesteś ta od Harry'ego Stylesa, no nie? To ciebie ostatnio przyłapali z nim na spacerze. - brunet nagle się odwrócił, podnosząc wskazujący palec, a następnie przeniósł go na mnie. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. A mówiłam Harry'emu, że cały świat się o tym dowie, ale nie.. on wie swoje.. Nie myślałam tylko, że taki chłopak jak Edd czyta takie durnoty.
- Taa.. - mruknęłam z przekąsem. - Muszę kończyć. Cześć. - tym razem zwróciłam się do Harry'ego i rozłączając się, wsunęłam telefon do kieszeni jeansowej kurtki.
- Od razu wydałaś mi się znajoma. - powiedział stając naprzeciwko mnie i patrząc w oczy. - Ale wiesz co ci powiem? Pasujecie do siebie, nawet. - dopowiedział, a mnie zatkało. Chłopak i takie rady? I na dodatek znamy się zaledwie od parunastu minut.. Przesunęłam go ręką i zmierzałam w dalszym poszukiwaniu czegoś na kolację. Sięgnęłam po chleb tostowy, masło orzechowe, kakao i byłam gotowa. Z pełnym wózkiem podjechałam do kasy, ale był jeden mały szczegół.. Za nic nie doniosę tego do domu. Eddie zniknął gdzieś w markecie, a ja zacięłam się przy wydawaniu pieniędzy kasjerce. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam brązową czuprynę chłopaka.
- Dam ci płatki jak pomożesz mi to zanieść. - krzyknęłam, aż pani stojąc obok mnie kazała mi się uciszyć.
- Okej.. - przeciągnął ustawiając się w kolejce i puścił mi oczko, na co ja wywróciłam oczami. - Albo dobra, będę taki dobry i pomogę ci za nic. - dopowiedział, uśmiechając się szeroko.
- Jesteś taki łaskawy! - zaśmiałam się, chwytając za część toreb. - Ostatecznie nie kupiłeś sobie nic..
- Najwyżej umrę. - puścił mi oczko niosąc resztę siatek. - A tak po za tym to powinienem chyba być zaszczycony będąc w twoim towarzystwie nie? Przecież jesteś dziewczyną Stylesa. - zaśmiał się, przykładając dłoń, zapełnioną siatkami do klatki piersiowej i głośno westchnął ponownie zaczynając się śmiać.
- Nie jestem jego dziewczyną. Zwykły znajomy, w dodatku nieco wnerwiający. - odpowiedziałam nieco nieprzyjemnie. Dobrze, może i ostatnio działo się miedzy nami wiele, ale to nic nie oznacza. To była moja forma przeprosin, nic więcej.
- Okej, nie wtrącam się w nie swoje sprawy. - podniósł swoje obie ręce w geście obronnym, lekko się uśmiechając. Chłopak przesunął się o kilka kroków i szedł naprzeciwko mnie, robiąc głupie miny. Wytknęłam mu język i nagle spostrzegłam, że jakaś dziewczyna robi nam zdjęcie.
- Na serio? - warknęłam pod nosem. Nie uśmiecha mi się, by nieznajomi fotografowali mnie i moje życie, to chore.. - O teraz, zeswatają mnie z tobą. - odezwałam się do Eddiego, który chyba nie bardzo kumał. Wszystko przychodzi mu z opóźnieniem, ale to jest słodkie. Przerzucił swój wzrok w tą samą stronę, gdzie przed momentem się patrzyłam i tak jak ja zobaczył jakąś blondynkę, mniej więcej w moim wieku.
- I, że ty tak masz codziennie? - zapytał, krzywiąc się przy tym i z powrotem spojrzał na mnie, próbując się nie przejmować tym, że jakieś dziewczyny zaczęły o nas rozmawiać i chyba myślały, że jesteśmy albo głusi, albo głupi, że tego nie słyszymy.
- Od kilku dni tak. - westchnęłam. To wcale nie jest fajne, a ja nie zamierzam się w to bawić. - Chodźmy, bo robi się coraz chłodniej.
- Trzymaj. - chłopak postawił zakupy na chodniku i zdjął swoją kurtkę. Uśmiechnęłam się w jego stronę i narzuciłam na siebie ubranie. Teraz było mi o wiele cieplej, no.. tylko on szedł właśnie przez miasto na krótki rękaw, w jesień. - Nie zamarznę. - zaśmiał się widząc moją minę. - Trzeba być dżentelmenem, to jest sexy.
- Dziękuję. - powiedziałam, cały czas się śmiejąc z tego co przed chwilą powiedział. To jest naprawdę fajny chłopak. - O, zaraz będziemy na miejscu. - ucieszyłam się, wtulając się jeszcze bardziej w miękki materiał ubrania chłopaka. W ciągu kolejnych kilku minut dotarliśmy pod samo mieszkanie Zayna.
- Tak, więc.. - przeciągnęłam biorąc torby z zakupami od chłopaka. - Wejdziesz może? - spytałam po chwili. Dobra, może i znam go niespełna pół godziny, ale wydaje się być naprawdę spoko, no i jest wyjątkowy. Jak mój brat..
- Hmm.. - zamyślił się na chwilę, a ja oparłam się plecami o chłodną ścianę budynku. - Jeżeli nie ma Harry'ego to okej, bo wiesz.. wolę nie ryzykować. - zaśmiał się, a ja uderzyłam go lekko w ramię, pokazując przy tym język. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi wpuszczając chłopaka do środka.
- Wróciłam! - krzyknęłam, odkładając siatki pod ścianą i zaczęłam się rozbierać z butów, co uczynił również i Eddie. Zaczął udawać, że ze zdenerwowania trzęsą mu się ręce i dygocze szczęka, z czego ja zaczęłam się rechotać na cały dom.
- Co tu się...? - usłyszałam za sobą męski głos i szybko odwróciłam głowę widząc w korytarzu Harry'ego. Harry'ego? Miał nie do opisania zdziwioną minę, patrząc na mnie i Eddiego, jakbyśmy nie wiem kim byli i co mu zrobili.
- O, Harry. - powiedziałam cicho. - Poznaj Eddiego. - wskazałam na bruneta stojącego obok mnie, który wyciągnął rękę w kierunku loczka.
- Cześć.. - Styles odezwał się niemrawo, nawet nie wyciągając do bruneta dłoni, a on zdziwiony jego zachowaniem, lekko się speszył. Poczułam jak Harry przysunął się bliżej mnie i objął ręką w pasie, patrząc na Eddiego krzywo.  - Nigdy mi o nim nie mówiłaś...
- Bo poznałam go dzisiaj. Pomógł mi zanieść zakupy, więc zaprosiłam go do środka. - wytłumaczyłam, podczas gdy brunet, o którym mówiłam stał trochę oniemiały i próbował wysilić się na jakikolwiek uśmiech w moją stronę. Harry natomiast przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie i nadal mierzył wzrokiem Eddiego. - Wiesz.. mógłbyś mnie puścić. Przypomnę ci, że nie jestem twoją własnością. - szepnęłam mu do ucha z przekąsem i lekko się wyrywając, chwyciłam zakupy i zaprosiłam Edda do salonu, aby się rozgościł. - O, cześć wszystkim! Edd, rozgość się.. to jest Niall.. - weszłam do pomieszczenia razem z chłopakiem, a on tylko pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Nie musisz mi mówić jak się nazywają. Znam imię każdego z nich. - uśmiechnął się przyjaźnie, podając rękę wszystkim po kolei.
- Ale skąd?
- Gdybyś miała czternastoletnią siostrę w domu, która ma na ich punkcie kompletnego świra to też wiedziałabyś tyle o nich. - ponownie się zaśmiał.
- Miło mi poznać. - blondyn podał mu rękę, podobnie zrobił Zayn, Liam i Louis.
- Oddajesz mi tą czapkę. - stwierdziła czarnowłosa, od razu ściągając mu materiał z głowy. - George.  - przedstawiła się puszczając mu oczko.
- Powiedzmy, że na chwilę mogę ci ją pożyczyć. - odpowiedział jej z uśmiechem i przysiadł się do reszty, gdzie ja w tym samym czasie zmierzałam do kuchni z zamiarem rozpakowania zakupów. Przekraczając próg, spostrzegłam Stylesa wpatrującego się w krajobraz za oknem i szklanką soku pomarańczowego w dłoni. Chciałam się jakoś wycofać, żeby mnie nie zobaczył, ale jak na przekór jedna z papierowych toreb zahaczyła o framugę wydając szelest.
- Dziwny on jest.. - mruknął Harry. - Nic o nim nie wiesz. - dodał odstawiając szklankę z sokiem na blat i podszedł do mnie wyswabadzając mnie z ciężaru zakupów.
- A ciebie nie powinno to interesować. - prychnęłam, nalewając również sobie napoju. Brunet spojrzał na mnie dziwnie, po czym podszedł, kładąc swoje duże dłonie na moich biodrach. Podbródek natomiast oparł na moim ramieniu, tak że jego usta były na wysokości mojego ucha.
- A jednak interesuje. - szepnął, aż wzdrygnęłam się na jego oddech drażniący moją skórę. Przełknęłam ślinę patrząc przed siebie i cicho westchnęłam.
- Możesz przestać to robić? - zapytałam niepewnie, chcąc go od siebie odsunąć, jednak on był zbyt silny i zbytnio mi się to nie udawało. - Harry.. odsuń się.. Jeszcze ktoś tutaj wejdzie. - dodałam ciężko wzdychając.
- Na przykład Eddie? - parsknął wtulając swoją głowę w moją szyję. - Czego ty się boisz? - zadał kolejne pytanie muskając mnie nosem.
- Niczego się nie boję. Zwyczajnie nie chcę byś to robił. - odchyliłam głowę.
- Ojej.. teraz będziesz udawać niewiniątko? - zapytał, a ja mocno go odepchnęłam, stając się nad wyraz zdenerwowana. - Długo jeszcze będziesz udawać, że nic do mnie nie czujesz? - dodał, ponownie do mnie podchodząc, a ja się wzdrygnęłam czując na sobie jego dotyk.
- Tyle, aż zrozumiesz, że nic nie czuję. - syknęłam marszcząc czoło. - Nie każda dziewczyna na tej Ziemi musi mdleć na twój widok. - dodałam odwracając wzrok. - Wbij sobie to do głowy...
- Ale jak wiem, że tego chcesz. - objął mnie mocno w pasie i wpił w moje usta, gdy ja próbując się wyrwać zobaczyłam, że w wejściu stoi trochę oniemiały Edd.
- Ups.. przepraszam.. - wydukał odwracając się na pięcie, a ja nie zdążyłam nawet powiedzieć słowa. Potem usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami i tyle go widziałam.
- Widzisz co narobiłeś? - warknęłam w stronę Harry'ego i niezadowolona odsunęłam się od niego.
- Nic nie narobiłem, to bardziej ty przeżywasz to, że twój Eddie wyszedł i nie powiedział ci nawet pa. - powiedział, udając smutnego i wzruszonego, a ja myślałam, że zaraz własnoręcznie go uduszę.
- Przynajmniej MÓJ Eddie, nie jest wnerwiający i nachalny. - odpowiedziałam mu zaciskając zęby. - A teraz wybacz, ale nie chcę z tobą rozmawiać. - uśmiechnęłam się sztucznie i zaczęłam wypakowywać produkty, które kupiłam. Harry naprawdę mnie wnerwia, nie jestem jego własnością.
- Może ci pomóc? - znowu zaczął się do mnie przystawiać, a ja strąciłam jego dłonie podchodząc do lodówki i ze wściekłością szarpnęłam za jej uchwyt. Przesadzał, naprawdę przesadzał!
- Po prostu mnie zostaw! - powiedziałam oschle wkładając do lodówki dżem i dwie butelki mleka.

***
Shecky, Taiga.

I tak oto mamy siedemnasty rozdział. :) Wydaje mi się krótki, nie wiem czemu nawet. ALE OK.
Heeejj. Właśnie w kółko słucham One Way Or Another i nie mogę przestać. xd Kurde, no. A jak Wam podoba się rozdział? : )
Ja słucham When Im Gone - Eminema :D Mi osobiście rozdział się podoba, no i do tego doszła nowa postać *.* Eddie *Q*
Taak, Eddie jest zajebisty! : D A i dziękujemy za te 21 komentarzy, bo oczywiście nie liczę tego od Elle, bo chodziło jej jedynie o szablon.
No właśnie.. szablon.. jak wam się podoba? Bo jeśli chodzi o mnie, to ja jestem nim oczarowana :3 A George ma tam taką słodką minkę *Q*
Chociaż raz wydaje się miła co nie? : D Dobra, ja zostawiam Wam komentowanie i do następnego. Paa. : *
Paa :*

Przeczytałeś? Skomentuj (: